0
greg2014 22 stycznia 2018 21:27
Image

W ogóle warto dodać, że o stan tej ścieżki raczej nikt nie dba i wszystkim reguluje natura. W związku z tym w wielu miejscach można na niej spotkać wywrócone drzewa, które trzeba obchodzić – co biorąc gęstość lasu w sąsiedztwie niekoniecznie jest proste:

Image

Niestety po jakichś 20-u minutach marszu rozpoczęła się naprawdę porządna ulewa:

Image

Image

Ścieżka do wodospadu prowadziła coraz bardziej w dół a miejscami była bardzo stroma. Ale cel - sam wodospad okazał się naprawdę niezwykle widowiskowy. Ma kształt przypominający literę "U", z której środkowej części spada właściwy wodospad, a z obu boków - liczne drobne strumyczki, których prawie nie widać na zdjęciach. Wodospad położony jest w dolinie – nad nim z kolei "wisi" bardzo gęsty las – ściana zresztą jest tak stroma, że jej przejście możliwe byłoby chyba tylko z linami w stylu górskim:

Image


U podstawy wodospadu jest całkiem spory zbiornik, w którym można było zobaczyć kąpiących się turystów:

Image

Image

Przed wodospadem przez las kluczy bardzo typowa górska rzeka z kamienistym korytem, nad którą rozpościerają się bardzo nisko gałęzie drzew:

Image

Image

Przejście wzdłuż rzeki w pozycji wyprostowanej moim zdaniem było praktycznie niemożliwe.

Jeszcze jedno ujęcie wodospadu z góry:

Image

Image

Miejsce spodobało mi się na tyle, że przed dłuższy czas nie chciało mi się w ogóle stamtąd wracać.

Jeśli chodzi o okolice wodospadu, to las w tym miejscu jest naprawdę bardzo gęsty:

Image

Image

Zresztą w czasie mojej wędrówki oraz już na miejscu padał dość intensywny deszcz, który bardzo skomplikował drogę powrotną. Z góry (tzn. skąd przyszedłem) w kierunku rzeki zaczęły płynąć liczne strumyczki a moja ścieżka stała się jednym z nich. Pomijam już, że sama wędrówka pod górę do najłatwiejszych nie należała. W efekcie nie wiedząc gdzie, musiałem zboczyć ze słabo teraz widocznej ścieżki i najzwyczajniej w świecie zgubiłem się w lesie. Nie byłem chyba pierwszym, który miał ten problem ponieważ idąc bardzo powoli przed siebie widziałem w niektórych miejscach odbite ślady podeszw :-) Kierowałem się przy tym GPS-em i zdrowym rozsądkiem – tzn. nie pchałem się tam, gdzie na pierwszy rzut oka było widać, że może być problem z przejściem lub tam, gdzie było bardzo stromo. Gdyby było sucho, może i dałoby się tam przejść ale w błocie nie było na to najmniejszych szans.

W końcu (nie zajęło to długo-max. 20 minut) dotarłem do skraju drogi – tzn. na wysokości mojej szyi zobaczyłem drogę ale nie bardzo miałem jak na nią wyjść ponieważ przede mną była ponad 1,5 metrowa pionowa ściana z błota. W końcu udało mi się to jakoś obejść. W tym miejscu wyszedłem na drogę:

Image

Nie widać tego na zdjęciu, ale obok tego drzewa z dużymi liśćmi (wyglądał jak bananowiec ale nie miał owoców) jest duży usok – "stopień" w dół.

Okazało się, że jest to max. 50 metrów od skrzyżowania z drogowskazem, gdzie wysiadałem z busa. Ale w drugą stronę (tzn. z tej dziury do wodospadu) na pewno nie chciałbym iść – stromizna taka, że można by było połamać nogi…

Z reporterskiej rzetelności dodam, że buty miałem przemoczone a cały byłem naprawdę porządnie zabłocony. Dobrze, że na statku miałem możliwość skorzystania z pralni i doprowadzić moją garderobę do stanu używalności bo wizyty w lasach deszczowych (ta i poprzednie) na Karaibach mocno ograniczyły to co pozostawało mi dostępne:-)

Ta część wycieczki zajęła mi około 2 godziny z czego co najmniej 40 minut spędziłem przy samym wodospadzie a pewnie jeszcze z pół godziny próbując przeczekać największe ulewy w jakimś bezpiecznym miejscu (o to w lesie nietrudno – trzeba tylko poszukać jakiegoś drzewa z większymi liśćmi :-) ). W sumie gdyby nie deszcz to tę trasę określiłbym i tak jako niespecjalnie wymagającą – deszcz i jego skutki (przede wszystkim błoto) znacząco ją utrudniły.

Będąc w tej okolicy stwierdziłem, że zobaczę również wspomniany na wstępie wodospad Cascade aux Ecrevisses. Kierując się w jego stronę przez moment była widoczna panorama na góry Base Terre – raczej nie ma wątpliwości, że była w nich porządna ulewa:

Image

Po drodze na wodospad minąłem kilka strumieni, nad którymi przebiegała droga:

Image

Image

…i dotarłem do przystanku o nazwie Corossol, na który można dojechać również busem z dworca Bergevin. O dziwo był na nim rozkład jazdy :-)

Image

Dalej było dokładnie tak jak powiedziała Nelly. Od przystanku autobusowego (i parkingu obok) do wodospadu było nie więcej niż 500-700 metrów, którą można było pokonać spacerkiem w komfortowych warunkach. Żadnego błota ani kałuż – pomimo, że znowu porządnie się rozpadało. Tak wygląda ścieżka do wodospadu:

Image

A to pierwszy rzut oka na wodospad, u podnóża którego kąpało się właśnie kilka osób:

Image

Strumień, spadający z wodospadu wpada tuż za nim do większej rzeki. Całość robi naprawdę niezłe wrażenie:

Image

Image

Image

Dla najbardziej wygodnych turystów przy wodospadzie Cascade aux Ecrevisses został nawet zbudowany pomost widokowy, z którego można zrobić zdjęcie całości:-) To zdjęcie wykonane zostało właśnie z tego miejsca:

Image

Muszę jednak zgodzić się z moją gwadelupską gospodynią, że w porównaniu do pierwszego wodospadu, Cascade aux Ecrevisses wypada znacznie słabiej. Ale z drugiej strony Saut de la Lezarde nie jest zbyt łatwo dostępny a ścieżka do tego miejsca nie jest oznaczona, w związku z czym turystom jest tam dużo trudniej się dostać.

Ponieważ w tym momencie rozpadało się na dobre, odpuściłem sobie wycieczkę do lasu deszczowego po szlaku edukacyjnym, który zaczyna się ok. 15 minut od wodospadu. Praktycznie gdy tylko zatrzymałem się przy przystanku autobusowym, złapałem autostopa (w zasadzie zatrzymał się sam-okazało się zresztą, że jechali nimi Niemcy zwiedzający właśnie wyspę) i w mniej niż pół godziny dotarłem do P-a-P, a stamtąd po krótkiej przechadzce po mieście wróciłem na statek.

Dwie wyprawy na Base Terre na Gwadelupie pokazały mi, że jest to miejsce naprawdę warte zobaczenia. W każdym razie wszystkim lubiącym od czasu do czasu oderwać się od plaży mogę spokojnie polecić tę jej część na bliskie spotkania z nieznaną w Europie stroną natury:-) Naprawdę warto !Zgubiłem Martynikę…poprzedni port przed Gwadelupą:-)
Na Martynice zatrzymaliśmy się w jej stolicy – Fort-de-France. Ze statku rozpościera się widok na spore miasto z typową miejską zabudową:

Image

Jednym ze znaków rozpoznawczych Martyniki są destylarnie rumu – jedne z najbardziej znanych na Karaibach. Już przy wyjściu z portu na mapce można zlokalizować te najważniejsze:

Image

Mój plan w tym dniu obejmował jednak przede wszystkim wizytę w ogrodzie botanicznym Balata - mającym sławę najładniejszego na Karaibach. Oprócz tego planowałem zajrzeć do pobliskiego lasu deszczowego, w drodze powrotnej obejrzeć kościół Sacre-Coeur będący nieco mniejszym klonem bazyliki o tej samej nazwie zlokalizowanej w Montmartre w Paryżu. Na koniec zostawiłem sobie krótki spacer po samym mieście.

Ogród botaniczny Balata znajduje się w niewielkiej odległości od Fort-de-France. Można tam bardzo łatwo dotrzeć komunikacją miejską, która funkcjonuje w mojej ocenie naprawdę sprawnie i punktualnie. Co istotne – rozkładów jazdy na większości przystanków nie znajdziemy, jednak moje niewielkie empiryczne doświadczenia w tym miejscu pokazały, że można polegać na rozkładzie w internecie, który jest opublikowany na stronie http://www.mozaik.mq .

Do ogrodu botanicznego kursuje bezpośrednio autobus nr 25 (średnio co 30 minut), który po drodze przejeżdża obok bazyliki Sacre-Coeur. Do samej bazyliki z kolei kursuje autobus nr 20. Odległość pomiędzy bazyliką a ogrodami wynosi niespełna 4 km.

Autobus nr 25 odjeżdża z przystanku położonego obok cmentarza przy Rue Andre Aliker, gdzie można dotrzeć z portu na piechotę:

Image

Autobusy są bardzo dobrze oznaczone, czyste i z funkcjonującą z ustawioną na maksa klimatyzacją. Bilet na autobus można kupić w kiosku Mozaik, tuż za rogiem ulicy, przy której znajduje się przystanek linii nr 25 (i wielu innych linii – praktycznie cała wspomniana ulica to ciąg położonych jeden za drugim przystanków autobusowych). Kiosk podobnie jak autobusy jest oznaczony logiem firmy Mozaik odpowiadającej za komunikację miejską w FdF:

Image

Bilet kupiony w kiosku kosztuje 2,30 EUR (tam i z powrotem), można go również zakupić u kierowcy za nieco wyższą cenę (2,50 EUR).

Dojazd do ogrodu Balata zajął mi ok. 30 minut. Autobus po drodze wspina się praktycznie cały czas pod górę – w niektórych miejscach roztaczają się naprawdę ładne widoki.

Jeśli ktoś chciałby się wybrać do ogrodu botanicznego Balata to zdecydowanie polecam zrobić to z samego rana – jest tam wtedy na tyle niewielu zwiedzających, że można zarówno w spokoju obejść ogród jak również zrobić zdjęcia. Ja przyjechałem na miejsce tuż po 9 i wtedy było pod tym względem idealnie. Kiedy wychodziłem już po południu, ilość zwiedzających była naprawdę bardzo duża.

Jeśli chodzi o pogodę to była standardowa:-) To znaczy w ciągu dnia padało co najmniej z 10 razy, w tym kilka razy bardzo intensywnie. Ale zdążyłem się już przyzwyczaić i powoli zacząłem to traktować jak coś normalnego:-)

Po dojechaniu na miejsce można zobaczyć tablicę powitalną a w tle góry i las deszczowy – za mniejszą lub większą mgłą:

Image

Przed wejściem do ogrodu nie było ani tłumu ani kolejki do kasy biletowej:

Image

Bilet do ogrodu kosztuje 13,50 EUR. Przy jego zakupie warto zaopatrzyć się w mapkę ogrodu, aby optymalnie zaplanować sobie jego zwiedzanie i ewentualnie nie ominąć którejś z jego części.

Po minięciu kasy, przeszedłem przez zabytkowy domek-niegdysiejszą rezydencję założyciela ogrodu, w którym zlokalizowana jest mała ekspozycja:

Image

…a następnie wyszedłem na dziedziniec, od którego odchodzą główna alejka oraz ścieżki prowadzące w różne części ogrodu. Pierwszą uwagę przyciągają w tym miejscu liczne i bardzo hałaśliwe kolibry, dla których zawieszono tutaj kilka poidełek:

Image

Ptaszek ten co ciekawe praktycznie ani na chwilę nie przysiada i w ogóle jest niezwykle ruchliwy – z tego powodu bardzo trudno jest mu zrobić dobre zdjęcie.

Sam ogród jest absolutnie czarujący i pozytywne opinie na jego temat nie są ani odrobinę przesadzone. Tysiące gatunków drzew, krzewów, kwiatów czy różnego rodzaju traw są zaaranżowane w niesamowity sposób i bardzo zadbane. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z tego miejsca – zapewniam przy tym, że nie oddają one wrażeń, jakie można odnieść na miejscu:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dużą atrakcją w ogrodzie Balata jest możliwość jego zwiedzania ścieżkami podwieszonymi do drzew nawet kilkadziesiąt metrów powyżej poziomu gruntu. Uprzedzam jednak, że są bardzo chybotliwe i dla osób o słabych nerwach lub lęku przestrzeni niekoniecznie może jest to najlepsze rozwiązanie – ale widoki z tego poziomu są nieprawdopodobne:

Image

Image

Image

Image

Image

Warto przy tym dodać, że na każdym odcinku pomostów mogą jednocześnie znajdować się maksymalnie dwie osoby – w związku z tym przejście tej trasy chwilę zajmuje (wg tablic powinno to zająć ok. 15 minut, w realu prawie dwa razy tyle) . Z tego powodu warto wizytę w ogrodach – szczególnie rano – zacząć właśnie od tego miejsca. Później zaczynają się formować kolejki i trzeba się liczyć z czekaniem na wejście na pomosty.

Zarówno z pomostów jak również z samego ogrodu roztacza się niesamowity widok na sąsiadujący z ogrodem las deszczowy:

Image

…który wraz z górami na przemian przykryty jest mgłą lub całkowicie odsłonięty. W ciągu dnia wielokrotnie można obserwować spektakl zasłaniania/odsłaniania lasu i gór:

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (26)

102470 25 stycznia 2018 13:25 Odpowiedz
zapowiada się ciekawie, a że planuję Gwadelupę z Martyniką to tym chętniej poczytam :)
julk1 27 stycznia 2018 01:16 Odpowiedz
Z przyjemnością czyta się Twoja relację. Zdjęcia też są piękne.Czekam na dalszy ciąg relacji.Ta kabina to klasy biznes? :)
greg2014 27 stycznia 2018 03:06 Odpowiedz
:-) Co do kabiny to zwykła kabina wewnętrzna - najmniejsza z dostępnych na statku :-) Tylko wstawka typu owoce czy szampan są niestandardowe - dostaję je za status.
metia 28 stycznia 2018 22:02 Odpowiedz
Cieszę się, że jest kolejna relacja :) Bardzo lubię Twój styl pisania: uporządkowany, konkretny, z dużą ilością informacji, ale jednocześnie nie przytłaczający. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
brzemia 3 lutego 2018 11:46 Odpowiedz
Rewelacja ten spacer w powietrzu.Pytanko, tak chodzisz po tych lasach, upaprany w błocie... nie ma tam jakiś węży lub innych zwierzątek, które mogą ci zrobić krzywdę ? ;)
greg2014 3 lutego 2018 13:08 Odpowiedz
Węży ani innych groźnych gadów na Gwadelupie ani Martynice nie ma. Przynajmniej teoretycznie. Również teoretycznie podobno można tam spotkać ptasznika (pająka) ale rzadko się to zdarza. Trzeba uważać jedynie na jakieś parzące żabki (wystarczy ich nie dotykać) :-)Z tego co pamiętam to najgorzej jest na St.Lucii, gdzie kolonizatorzy nazwozili różnych zwierzaków obcych dla tego ekosystemu i ze skutkami mieszkańcy walczą tam do dzisiaj. Mają tam np. boa dusiciela i kilka jadowitych węży wiec w lesie trzeba uważać-chociaż z tego co mówiła przewodniczka boa nie zaczepiany nie zaatakuje człowieka. Nie widziałem ani jednego ani tym bardziej nie sprawdzałem:-)
korad1 4 lutego 2018 18:38 Odpowiedz
Hej,Świetne relacje ( szczególnie ta z Włoch do Dubaju)!My startujemy 12 marca'18 z La Romana ( Costa Pacifica - 7 dni w tym Gwadelupa i Martynika)1. Jak wygląda kwestia wchodzenia /wychodzeni z statku, czy można np. poimprezować w La Romana i wrócić o 3 nad ranem na statek czy może są jakieś nie przekraczalne godziny powrotu? 2. Słyszałem że alkoholu nie można wnosić ( ew. trzeba oddać w depozyt), ale czy można wnosić napoje np. coca-cola, woda mineralna, albo jakieś lokalne napoje z np.kokosa czy też nie można?
metia 4 lutego 2018 19:16 Odpowiedz
Zobaczyć na drugim końcu świata słowo "bushalte" - dla mnie jako niderlandysty bezcenne. Mogę pokazać przy okazji studentom? Jak im mówię, że na wyspach ABC mówią w języku, który studiują, to nie zawsze mi na słowo wierzą ;)
greg2014 4 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@korad1 - Generalnie zasada jest taka, że na statku musisz być 30 minut przed planowanym wypłynięciem. Wtedy zaczynają zwijać trapy i całą tymczasową "infrastrukturę", którą rozkłada się na nabrzeżu po przybiciu statku (jakieś stoliki, czasami krzesła/fotele, automaty z napojami itp.). Jeśli statek nocuje w porcie to z moich doświadczeń wynika, że zazwyczaj można na statek wchodzić i wychodzić cały czas (również w nocy). Piszę "zazwyczaj" ponieważ z tego co pamiętam to raz podczas pobytu w Hongkongu było zastrzeżenie, że wejść będzie można do 2 w nocy a potem po 6 rano ale wynikało to z ograniczeń portu a nie statu. W związku z tym lepiej zapytać. Z drugiej strony, jak sobie przypomnę port w La Romanie to zdziwiłbym się jakby tam były jakieś ograniczenia (to typowy port turystyczny). Co do wnoszenia napojów na statek to alkohol z reguły jest wyłapywany i zabierany do depozytu (zwracany jest wieczorem ostatniego dnia do kabiny). Aczkolwiek mi na Martynice nie wyłapali rumu - to jednak raczej wyjątek niż reguła. Jeśli chodzi o inne napoje to na statkach Costy teoretycznie nie można ich wnosić a w praktyce nikt z tego nie robi problemu (ale już na NCL jest to bardzo rygorystycznie przestrzegane). Czasami mi się tylko zdarzyło, że sprawdzano czy butelka jest oryginalnie zamknięta - zapewne po to, aby ograniczyć "szmuglowanie" alkoholu pod płaszczykiem coli :-) A tak w ogóle to Pacifica to bardzo ładny statek:-) @metia - jasne, że możesz:-) podobne oznaczenia przystanków są na Arubie. Na Bonaire nie zwróciłem uwagi (byłem na wycieczce) ale zapewne tak samo - o ile funkcjonuje tam jakaś komunikacja publiczna inna niż autobusy szkolne bo wyspa jest nieduża podobnie jak liczba jej mieszkańców.
metia 8 lutego 2018 09:53 Odpowiedz
Drzewo, o którym pisałeś, to chyba divi divi, popularne na całym ABC, Charakterystyczne dla niego jest dość miękkie drewno - zmiękczają je wytwarzane przez drzewo taniny. Taniny pozyskuje się na eksport jako substancję do garbowania skór. A ponieważ drewno jest miękkie, to całe drzewo bardzo łatwo poddaje się wszelkim wpływom warunków pogodowych, zwłaszcza wiatru. Dlatego divi divi rośnie "na jedną stronę" :)
greg2014 8 lutego 2018 21:31 Odpowiedz
No i zagadka rozwiązana:-) Mój dociekliwy kolega rozpoznał w tych muszlach ślimaka o nazwie skrzydelnik wielki. Więcej szczegółów na jego temat jest tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Skrzydelnik_wielkiCo ciekawe, umowy międzynarodowe uznały ten gatunek za zagrożony wyginięciem (co jak widać nie przeszkadza w jego odłowach na Gwadelupie) oraz zabroniły wywozu produktów wytwarzanych z tych zwierząt. Jak rozumiem, zakaz ten obejmuje również muszle - jeśli faktycznie tak jest, to turystów, którzy za kilka euro kupili je od sprzedawcy (i poradzili sobie z fetorem, o którym pisałem wcześniej), może czekać spora niespodzianka jeśli się załapią na jakąś kontrolę celną - o ile nie wyjdzie to już przy standardowym skanowaniu bagażu. Muszla jest na tyle duża, że trudno ją schować lub przeoczyć...
tropikey 8 lutego 2018 21:56 Odpowiedz
Oj, znam ja tego gościa dobrze... Co by się nie powtarzać, odsyłam tu morskie-pamiatki-co-wolno-przywiezc-do-polski,135,108744?start=20#p901936Jak zwykle w Twoim wypadku, ciekawie zrelacjonowany i najwyraźniej udany rejs, choć większość z tych wysp zasługuje na poświęcenie im zdecydowanie więcej czasu. Na Curacao, Bonaire, czy Tobago spędziliśmy po 2 tygodnie i to były jedne z naszych najlepszych "wczasów". Choć taką Martynikę, Gwadelupę, Grenadę, czy Dominikę potraktowaliśmy trochę po łebkach, pływając między nimi na Chopinie. Jest w tym rejonie taka jedna maleńka Mayreau. Aż się łza w oku kręci na jej - znaczy tej wyspy - wspomnienie.Teraz, gdy USD słabnie, może warto zaplanować wizytę po latach...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
greg2014 8 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@tropikey - no to widzę, że przygody ze skrzydelnikiem (a raczej jego muszlą) miałeś dość drastyczne.Swoją drogą te muszle cieszyły się sporym powodzeniem wśród turystów. A przecież miejscowi na pewno wiedzą, że ich nie wolno wywozić w świat a mimo to interesu nie zamykają - jak dla mnie to trochę mało uczciwe.Podobnie jest z koralami - na Bonaire jak wysiedliśmy z autobusu przy plaży i zobaczyli koralowe skarby to też większość osób zaczęła sobie wybierać co piękniejsze okazy (a naprawdę były niesamowite) i dopiero przewodnik sprowadził wszystkich na ziemię informując o zakazie i karach. Niektórzy pewnie i tak coś zabrali, a czy mieli jakieś przygody dalej to trudno powiedzieć.Co do czasu na wyspach to oczywiście masz rację ale taka uroda rejsu. Ja sobie wcześniej robię jakieś rozpoznanie co gdzie warto zobaczyć, żeby nie improwizować na miejscu ,ale bardzo często mam problem z wyborem bo chciałoby się znacznie więcej niż czas pozwala. Na przykład na takiej Grenadzie, Gwadelupie czy Martynice mógłbym siedzieć spokojnie po tygodniu a pewnie i dłużej.
102470 10 lutego 2018 20:00 Odpowiedz
Mozna prosic o podsumowanie kosztow?
greg2014 10 lutego 2018 21:38 Odpowiedz
Jasne:-)Za rejs zapłaciłem ok. 875 EUR. Do ceny tej trzeba doliczyć obowiązkowe napiwki (10 EUR/dzień czyli 140 EUR za cały rejs).Przelot w obie strony z Warszawy do Pointe-a-Pitre liniami Air France kosztował ok. 2300 zł.Za dwa noclegi na Gwadelupie zapłaciłem 118 EUR.Wycieczki ze statku kosztowały mnie 95 EUR (St.Lucia) oraz 46 EUR (Bonaire).Do tego dochodzą wydatki na napoje w restauracjach i barach na statku (nie są ujęte w cenie, tutaj każdy najlepiej zna swoje potrzeby i możliwości :-) )Od Costy dostałem OBC do wykorzystania w kwocie 275 EUR - czyli o tyle został pomniejszony mój rachunek za wydatki na statku na koniec rejsu.plus wszystkie wydatki na wyspach (transport lokalny, bilety do jaskiń, ogrodu botanicznego na Martynice, farmy motyli na Arubie itd.) - poszczególne kwoty starałem się podawać na bieżąco przy relacjonowaniu poszczególnych miejsc.
zzeke 11 lutego 2018 21:18 Odpowiedz
@greg2014 Dzięki za kolejną znakomitą relację! Gdy tylko skończyłem czytać stwierdziłem,że niedopuszczalne jest nie mieć jeszcze zaklepanego żadnego rejsu na ten rok;-) A ponieważ pomysły są, zabieram się szybciej za poszukiwania.A gdyby ktoś po powyższej relacji napalił się na powtórkę z rejsu @greg2014 to proszę:
greg2014 12 lutego 2018 10:50 Odpowiedz
No dokładnie ta sama trasa, chyba nawet godziny postojów w portach się zgadzają:-)Na początku kwietnia Costa Magica ma z kolei zaplanowany rejs transatlantycki i wraca do Włoch a pod koniec kwietnia płynie na Bałtyk, gdzie przez kilka miesięcy będzie pływała na tygodniowych rejsach ze Sztokholmu.
norwich1987 14 lutego 2018 13:06 Odpowiedz
Świetna relacja, jestem fanem Twoich "statkowych" opowieści!
smierz 14 lutego 2018 14:45 Odpowiedz
Gratuluję świetnej relacji, czytałam od deski do deski ! I dzięki za porady na priv.
alerejsy-pl 12 marca 2018 11:03 Odpowiedz
Panie Grzegorzu - świetna relacja:) Czekamy na kolejne. MiAD:)
bepi 23 kwietnia 2018 14:49 Odpowiedz
Witam, Panie Grzegorzu czy mogłabym prosić nazwę tego hoteliku na Gwadelupie który był w okolicy portu ? bedę robiła podobną trasę w tym roku i również potrzebuję noclegu zaraz po przylocie na Gwadelupe
greg2014 23 kwietnia 2018 16:36 Odpowiedz
"Panów" proponuję sobie darować:-)Obiekt w booking.com nazywa się "Homestay Nelly". Jest to mieszkanie, którego właścicielka wynajmuje pokoje (dwa) turystom. W czasie mojego pobytu właścicielka "wpadała" do mieszkania w ciągu dnia. Jak dla mnie (biorąc pod uwagę, że tylko tam nocowałem, oba dni w całości praktycznie spędziłem "w terenie") pokój był ok, łazience mówiąc uczciwie przydałby się jakiś remont. Na największy plus lokalizacja obok portu, duży taras i niezwykle pomocna właścicielka, która sprawnie wdrożyła mnie w gwadelupskie klimaty i pomogła w ogarnięciu się gdzie jak dostać. Na minus przede wszystkim łazienka. Cena w porównaniu do innych obiektów w tym czasie w Pointe-a-Pitre na airbnb i booking.com była konkurencyjna. Życzę udanego rejsu:-) Gdybyś miała pytania, pisz śmiało.
bepi 25 kwietnia 2018 10:46 Odpowiedz
Dzięki cudnie, rejs dopiero ruszam 9 grudnia ale już przygotowuje się do tej 2 tyg trasy po Karaibach z MSC Preziosa
juggler5 5 lipca 2019 12:01 Odpowiedz
Relacja super, zarażeni twoja relacją wczoraj kupiliśmy 7 dniowy rejs na Costa Favolosa star i meta PTP po drodze Day 1 Guadeloupe (Antilles) - 23:00Day 2 ...cruising... - - Day 3 La Romana (Dominican Republic) 08:00 - Day 4 La Romana (Dominican Republic) - 07:00Day 4 Catalina Island (Dominican Republic) 09:00 17:00Day 5 Tortola (British Virgin Islands) 10:00 20:00Day 6 St. Maarten (Antilles) 08:00 17:00Day 7 Martinique (Antilles) 09:00 20:00Day 8 Guadeloupe (Antilles) 08:00 - Start 18 stycznia :)
greg2014 5 lipca 2019 16:15 Odpowiedz
Trzymam zatem kciuki:-)Akurat w tej relacji nie ma nic o St. Maarten, La Romanie ani Catalinie - ale informacje o nich znajdziecie w mojej innej relacji z transatlantyku z Savony do Gwadelupy w listopadzie 2018.Z kolei informacje o Costa Favolosa znajdziecie w relacji po fiordach norweskich. W razie czego pytajcie :-)
neverstopexploring 25 października 2019 01:09 Odpowiedz
Czemu nie działają już zdjęcia?