0
greg2014 22 stycznia 2018 21:27
Image

Tymczasem na statku trwały przygotowania do imprezy karaibskiej na pokładzie basenowym:

Image

Samej imprezie jak zwykle towarzyszyła masa rekwizytów, np. model statku:

Image

…oraz figury lodowe z ostatnich tygodni (muszą je trzymać w jakiś zamrażarkach) a także liczne kompozycje z owoców i warzyw:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Sama impreza zaczęła się ok. 22 i trwała w sumie do 1 w nocy:

Image

…po czym została przeniesiona na jeden z niższych pokładów.

A my powoli zbliżamy się do kolejnej wyspy czyli St.Lucii:-)

C.D.N.Kolejny przystanek przypadł na Santa Lucii:

Image

Santa Lucia przywitała nas porządnym deszczem:

Image

Zresztą myślę, że jeśli napiszę, że w ciągu dnia padało 20 razy to na pewno nie przesadzę – nie liczyłem ale niewykluczone, że było tego nawet jeszcze więcej. Trwało to za każdym razem nie dłużej niż 10 minut ale intensywność niektórych opadów była taka, że nazwanie ich ulewą nie oddaje nawet w części tego, co się działo wokół:-)

Akurat na ten dzień zaplanowałem całodniową wycieczkę ze statku. Czytałem wcześniej kilka relacji z pobytów na St. Lucii w internecie i uznałem, że wyspa jest na tyle różnorodna a jednocześnie trudna do indywidualnego objechania w czasie postoju statku w porcie w Castries, że to optymalna w tym miejscu forma zwiedzania.

Nasza grupa liczyła 14 osób i miała charakter łączony angielsko-niemiecki z naprawdę rewelacyjną przewodniczką. Sabine pochodzi z Niemiec i przeniosła się na St.Lucię wiele lat temu-od kilku lat obwozi po wyspie wycieczki – głównie z Europy. Komentując na powitanie deszczową pogodę stwierdziła krótko, że nie pamięta na wyspie wizyty statku Costy, kiedy by nie padało, podczas gdy w inne dni potrafi być ładnie i słonecznie :-) Jak widać Costa przynosi St.Lucii brzydką pogodę:-)

Wycieczka składała się z dwóch części. Pierwsza z nich odbywała się małym busem, którym przemieściliśmy się ze stolicy St.Lucii – Castries do Soufriere zatrzymując się po drodze w kilku miejscach. Drogę powrotną pokonaliśmy z kolei katamaranem podróżując wzdłuż brzegu i odwiedzając po drodze kilka zatoczek. Całość trwała około 8 godzin.

Tytułem wstępu warto jeszcze wspomnieć, że St. Lucia to wyspa z jednej strony niewielka, z drugiej zaś bardzo "dzika" i nie zmieniona zbytnio przez człowieka. Jest bardzo górzysta a drogi są kręte i miejscami bardzo niebezpieczne – do tego w wielu miejscach w dość kiepskim stanie i słabo oznaczone. Jeździ się po lewej stronie i dość brawurowo – wyprzedzanie pod górkę i na zakrętach było czymś normalnym – po uprzedzeniu innych pojazdów klaksonem. Z tego między innymi powodu większość przewodników po Karaibach odradza wypożyczanie na St.Lucii samochodu – chociaż w Castries było to jak najbardziej możliwe. Poniższe zdjęcia w pewnym stopniu oddają to jak wyglądają drogi i jazda samochodem po tej wyspie:

Image

Image

A my tymczasem sprawnie wyjechaliśmy z Castries wyjeżdżając na wzgórze Mount Fortune górujące nad portem, mijając po drodze rezydencję gubernatora wyspy, który reprezentuje władczynię Wielkiej Brytanii:

Image

Wyspa jest niepodległym państwem i jednocześnie członkiem Bytyjskiej Wspólnoty Narodów, jednak władza królewska nad wyspą ma charakter symboliczny. Historycznie wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk – siedmiokrotnie była w rękach Francuzów i tyle samo razy w rękach Brytyjczyków.

Z czasów kolonialnych w Castries pozostały resztki fortu, które zostały zaadaptowane na potrzeby szkół i urzędów i nie przypominają aktualnie tradycyjnego obiektu obronnego – poza niszczejącym dawnym magazynem amunicji:

Image

Kierując się w stronę Soufriere mijaliśmy typowe wyspiarskie domki, z których część jest całkowicie drewniana a część posiada jakieś elementy betonowe – jedne i drugie muszą sobie co roku radzić z potęgą tutejszych huraganów:

Image

Image

Podczas pierwszego odcinka naszej podróży wielokrotnie wjeżdżaliśmy i wyjeżdżaliśmy z tutejszego lasu deszczowego, który pokrywa dużą część wyspy. Zaraz po wyjeździe z Castries droga prowadziła jednak najpierw przez liczne plantacje bananów:

Image

Kierowca wyszukał bananowca z ledwo zawiązanymi owocami po czym usłyszeliśmy wykład na temat dojrzewania bananów, skąd się bierze ich kształt, jak kwitną oraz jak są zbierane i pakowane. Na poniższym zdjęciu na świeżo zawiązaną kiść bananów nie naciągnięto jeszcze plastikowego worka, w którym rosną one aż do zbiorów:

Image

Przyczyna zakładania tych worków jest prozaiczna: większość bananów trafia na eksport a ich odbiorcy oczekują bananów idealnych jeśli chodzi o wygląd. Pozostawienie ich na drzewie bez osłony oznaczałoby gwarantowane skazy będące efektem działania ptaków i owadów a także stwarzało ryzyko, że w kiści bananów jakiś owad (np. pajączek) uwije sobie gniazdko i zostanie wyeksportowany do Europy czy Stanów co stanowiłoby poważne naruszenie przepisów fitosanitarnych. Co jakiś czas słychać zresztą o podobnych przypadkach (zwykle, gdy nie chodzi o małego pajączka ale jakiegoś groźnego pająka lub innego owada) co dowodzi, że nawet foliowe worki nie dają 100% ochrony przed takimi przypadkami.

Chwilę potem mogliśmy zobaczyć z góry przepiękną zatokę Marigot Bay z zacumowanymi jachtami możnych tego świata, których rezydencje położone są na zboczach wzgórz otaczających zatokę:

Image

Z tego samego miejsca roztaczał się również piękny widok na las deszczowy:

Image

Kierując się w stronę Soufriere, kolejny nasz postój przypadł we wiosce rybackiej Anse La Raye. Historycznie była oprócz rybactwa ośrodkiem produkcji cukru oraz rumu. Aktualnie jest popularnym celem wycieczek turystycznych, pojawiło się w niej sporo straganów i stoisk dedykowanych wyłącznie turystom, które zasłaniają tradycyjne malutkie domki tutejszych mieszkańców:

Image

Image

W Anse la Raye można znaleźć również pozostałości po starej zabudowie kolonialnej – np. opuszczoną plebanię obok kościoła:

Image

…jak również zabudowę wokół głównego placu wioski:

Image


W Anse La Raye jest również niewielka plaża – aczkolwiek służy ona bardziej jako "parking" dla łodzi niż miejsce rekreacji:

Image

Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej i parę chwil później mogliśmy zobaczyć tę samą wioskę z góry:

Image

Po raz pierwszy pojawiła się również możliwość zobaczenia dwóch stożkowych szczytów będących symbolem St.Lucii znanych pod nazwą Pitonów. Są one pozostałością wybuchu wulkanu, bliżej położony jest niższy Petit Piton a nieco dalej Gros Piton. Mają one odpowiednio 738 oraz 786 metrów wysokości, na niższy z nich można się wspinać w zorganizowanej grupie z miejscowym przewodnikiem. Oczywiście pierwszy widok nie był idealny ale w ogóle był (wcześniej oba Pitony były zasłonięte przez mgłę) – akurat padał deszcz…

Image

A to trochę lepsze ujęcie:

Image

Kolejnym celem naszej wycieczki był wulkan La Soufriere, od którego nazwę przyjęła pobliska miejscowość. Jest to jedyne w swoim rodzaju miejsce na świecie – jak nazwała to przewodniczka "wulkan drive-in", do którego krateru można wjechać samochodem. Wynika to stąd, że podczas ostatniej poważnej erupcji jedna ze ścian wulkanu się zawaliła i powstała olbrzymia kaldera z łatwym dostępem z zewnątrz:

Image

Wulkan cały czas dymi a do tego śmierdzi siarką a raczej siarkowodorem – smród jak dla mnie nieprawdopodobny i nie zachęcający do dogłębnej eksploracji – ale być może był spotęgowany deszczem. Akurat w momencie kiedy wjechaliśmy do wulkanu rozpadała się największa tego dnia ulewa. Poczekaliśmy chwilę, aby można było zrobić kilka zdjęć wulkanicznych "dymków":

Image

Image

Image

Kolejnym punktem naszej wycieczki była rezydencja Morne Cubaril Estate będąca jednocześnie przepięknym ogrodem i plantacją:

Image

Image

Image

Image

Image

…na terenie, której położona jest również restauracja, w której zjedliśmy lunch składający się głównie z dań kreolskiej kuchni:

Image

Image

Dania miały niewątpliwie oryginalny smak. Mi w pamięci została sałatka bananowa :-)

Jako deser można było spróbować cukierków z kakaowca przyrządzanych na miejscu z kawałków pokrojonego owocu kakaowca oraz brązowego cukru:

Image

Po krótkim odpoczynku udaliśmy się na zwiedzanie plantacji, do której prowadziła urokliwa alejka:

Image

Na "starcie" czekało na nas drzewo z nie dojrzałymi jeszcze owocami mango:

Image

Image

…oraz odtworzona wioska typowych kreolskich domków – tak lekkich, że aż dziwne, że były w stanie przetrwać jakikolwiek deszcz czy burzę o typowym dla tego regionie huraganie nawet nie wspominając:

Image

Image

St. Lucia znana jest również z uprawianych tutaj przypraw. Na plantacji można zobaczyć uprawę niektórych z nich, m.in. pnącza wanilii, której uprawa akurat w tym miejscu do najprostszych nie należy ze względu na fakt, że musi być zapylana ręcznie:

Image

W dalszej części plantacji czekała na nas prezentacja a w zasadzie małe show pod tytułem "skąd się bierze czekolada"…
Punktem wyjścia są owoce kakaowca:

Image

Po otwarciu owocu można zobaczyć miękki miąższ, składający się z wielu części – jest on jednak w smaku cierpki i zupełnie nie przypomina czekolady:

Image

Do wyodrębnionych z miąższu "pestek" należy dodać wodę kokosową oraz całość wymieszać. Nam zostało to zaprezentowane w tradycyjnej formie – w wielkim garze przez pracownika plantacji:


Dodaj Komentarz

Komentarze (26)

102470 25 stycznia 2018 13:25 Odpowiedz
zapowiada się ciekawie, a że planuję Gwadelupę z Martyniką to tym chętniej poczytam :)
julk1 27 stycznia 2018 01:16 Odpowiedz
Z przyjemnością czyta się Twoja relację. Zdjęcia też są piękne.Czekam na dalszy ciąg relacji.Ta kabina to klasy biznes? :)
greg2014 27 stycznia 2018 03:06 Odpowiedz
:-) Co do kabiny to zwykła kabina wewnętrzna - najmniejsza z dostępnych na statku :-) Tylko wstawka typu owoce czy szampan są niestandardowe - dostaję je za status.
metia 28 stycznia 2018 22:02 Odpowiedz
Cieszę się, że jest kolejna relacja :) Bardzo lubię Twój styl pisania: uporządkowany, konkretny, z dużą ilością informacji, ale jednocześnie nie przytłaczający. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
brzemia 3 lutego 2018 11:46 Odpowiedz
Rewelacja ten spacer w powietrzu.Pytanko, tak chodzisz po tych lasach, upaprany w błocie... nie ma tam jakiś węży lub innych zwierzątek, które mogą ci zrobić krzywdę ? ;)
greg2014 3 lutego 2018 13:08 Odpowiedz
Węży ani innych groźnych gadów na Gwadelupie ani Martynice nie ma. Przynajmniej teoretycznie. Również teoretycznie podobno można tam spotkać ptasznika (pająka) ale rzadko się to zdarza. Trzeba uważać jedynie na jakieś parzące żabki (wystarczy ich nie dotykać) :-)Z tego co pamiętam to najgorzej jest na St.Lucii, gdzie kolonizatorzy nazwozili różnych zwierzaków obcych dla tego ekosystemu i ze skutkami mieszkańcy walczą tam do dzisiaj. Mają tam np. boa dusiciela i kilka jadowitych węży wiec w lesie trzeba uważać-chociaż z tego co mówiła przewodniczka boa nie zaczepiany nie zaatakuje człowieka. Nie widziałem ani jednego ani tym bardziej nie sprawdzałem:-)
korad1 4 lutego 2018 18:38 Odpowiedz
Hej,Świetne relacje ( szczególnie ta z Włoch do Dubaju)!My startujemy 12 marca'18 z La Romana ( Costa Pacifica - 7 dni w tym Gwadelupa i Martynika)1. Jak wygląda kwestia wchodzenia /wychodzeni z statku, czy można np. poimprezować w La Romana i wrócić o 3 nad ranem na statek czy może są jakieś nie przekraczalne godziny powrotu? 2. Słyszałem że alkoholu nie można wnosić ( ew. trzeba oddać w depozyt), ale czy można wnosić napoje np. coca-cola, woda mineralna, albo jakieś lokalne napoje z np.kokosa czy też nie można?
metia 4 lutego 2018 19:16 Odpowiedz
Zobaczyć na drugim końcu świata słowo "bushalte" - dla mnie jako niderlandysty bezcenne. Mogę pokazać przy okazji studentom? Jak im mówię, że na wyspach ABC mówią w języku, który studiują, to nie zawsze mi na słowo wierzą ;)
greg2014 4 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@korad1 - Generalnie zasada jest taka, że na statku musisz być 30 minut przed planowanym wypłynięciem. Wtedy zaczynają zwijać trapy i całą tymczasową "infrastrukturę", którą rozkłada się na nabrzeżu po przybiciu statku (jakieś stoliki, czasami krzesła/fotele, automaty z napojami itp.). Jeśli statek nocuje w porcie to z moich doświadczeń wynika, że zazwyczaj można na statek wchodzić i wychodzić cały czas (również w nocy). Piszę "zazwyczaj" ponieważ z tego co pamiętam to raz podczas pobytu w Hongkongu było zastrzeżenie, że wejść będzie można do 2 w nocy a potem po 6 rano ale wynikało to z ograniczeń portu a nie statu. W związku z tym lepiej zapytać. Z drugiej strony, jak sobie przypomnę port w La Romanie to zdziwiłbym się jakby tam były jakieś ograniczenia (to typowy port turystyczny). Co do wnoszenia napojów na statek to alkohol z reguły jest wyłapywany i zabierany do depozytu (zwracany jest wieczorem ostatniego dnia do kabiny). Aczkolwiek mi na Martynice nie wyłapali rumu - to jednak raczej wyjątek niż reguła. Jeśli chodzi o inne napoje to na statkach Costy teoretycznie nie można ich wnosić a w praktyce nikt z tego nie robi problemu (ale już na NCL jest to bardzo rygorystycznie przestrzegane). Czasami mi się tylko zdarzyło, że sprawdzano czy butelka jest oryginalnie zamknięta - zapewne po to, aby ograniczyć "szmuglowanie" alkoholu pod płaszczykiem coli :-) A tak w ogóle to Pacifica to bardzo ładny statek:-) @metia - jasne, że możesz:-) podobne oznaczenia przystanków są na Arubie. Na Bonaire nie zwróciłem uwagi (byłem na wycieczce) ale zapewne tak samo - o ile funkcjonuje tam jakaś komunikacja publiczna inna niż autobusy szkolne bo wyspa jest nieduża podobnie jak liczba jej mieszkańców.
metia 8 lutego 2018 09:53 Odpowiedz
Drzewo, o którym pisałeś, to chyba divi divi, popularne na całym ABC, Charakterystyczne dla niego jest dość miękkie drewno - zmiękczają je wytwarzane przez drzewo taniny. Taniny pozyskuje się na eksport jako substancję do garbowania skór. A ponieważ drewno jest miękkie, to całe drzewo bardzo łatwo poddaje się wszelkim wpływom warunków pogodowych, zwłaszcza wiatru. Dlatego divi divi rośnie "na jedną stronę" :)
greg2014 8 lutego 2018 21:31 Odpowiedz
No i zagadka rozwiązana:-) Mój dociekliwy kolega rozpoznał w tych muszlach ślimaka o nazwie skrzydelnik wielki. Więcej szczegółów na jego temat jest tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Skrzydelnik_wielkiCo ciekawe, umowy międzynarodowe uznały ten gatunek za zagrożony wyginięciem (co jak widać nie przeszkadza w jego odłowach na Gwadelupie) oraz zabroniły wywozu produktów wytwarzanych z tych zwierząt. Jak rozumiem, zakaz ten obejmuje również muszle - jeśli faktycznie tak jest, to turystów, którzy za kilka euro kupili je od sprzedawcy (i poradzili sobie z fetorem, o którym pisałem wcześniej), może czekać spora niespodzianka jeśli się załapią na jakąś kontrolę celną - o ile nie wyjdzie to już przy standardowym skanowaniu bagażu. Muszla jest na tyle duża, że trudno ją schować lub przeoczyć...
tropikey 8 lutego 2018 21:56 Odpowiedz
Oj, znam ja tego gościa dobrze... Co by się nie powtarzać, odsyłam tu morskie-pamiatki-co-wolno-przywiezc-do-polski,135,108744?start=20#p901936Jak zwykle w Twoim wypadku, ciekawie zrelacjonowany i najwyraźniej udany rejs, choć większość z tych wysp zasługuje na poświęcenie im zdecydowanie więcej czasu. Na Curacao, Bonaire, czy Tobago spędziliśmy po 2 tygodnie i to były jedne z naszych najlepszych "wczasów". Choć taką Martynikę, Gwadelupę, Grenadę, czy Dominikę potraktowaliśmy trochę po łebkach, pływając między nimi na Chopinie. Jest w tym rejonie taka jedna maleńka Mayreau. Aż się łza w oku kręci na jej - znaczy tej wyspy - wspomnienie.Teraz, gdy USD słabnie, może warto zaplanować wizytę po latach...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
greg2014 8 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@tropikey - no to widzę, że przygody ze skrzydelnikiem (a raczej jego muszlą) miałeś dość drastyczne.Swoją drogą te muszle cieszyły się sporym powodzeniem wśród turystów. A przecież miejscowi na pewno wiedzą, że ich nie wolno wywozić w świat a mimo to interesu nie zamykają - jak dla mnie to trochę mało uczciwe.Podobnie jest z koralami - na Bonaire jak wysiedliśmy z autobusu przy plaży i zobaczyli koralowe skarby to też większość osób zaczęła sobie wybierać co piękniejsze okazy (a naprawdę były niesamowite) i dopiero przewodnik sprowadził wszystkich na ziemię informując o zakazie i karach. Niektórzy pewnie i tak coś zabrali, a czy mieli jakieś przygody dalej to trudno powiedzieć.Co do czasu na wyspach to oczywiście masz rację ale taka uroda rejsu. Ja sobie wcześniej robię jakieś rozpoznanie co gdzie warto zobaczyć, żeby nie improwizować na miejscu ,ale bardzo często mam problem z wyborem bo chciałoby się znacznie więcej niż czas pozwala. Na przykład na takiej Grenadzie, Gwadelupie czy Martynice mógłbym siedzieć spokojnie po tygodniu a pewnie i dłużej.
102470 10 lutego 2018 20:00 Odpowiedz
Mozna prosic o podsumowanie kosztow?
greg2014 10 lutego 2018 21:38 Odpowiedz
Jasne:-)Za rejs zapłaciłem ok. 875 EUR. Do ceny tej trzeba doliczyć obowiązkowe napiwki (10 EUR/dzień czyli 140 EUR za cały rejs).Przelot w obie strony z Warszawy do Pointe-a-Pitre liniami Air France kosztował ok. 2300 zł.Za dwa noclegi na Gwadelupie zapłaciłem 118 EUR.Wycieczki ze statku kosztowały mnie 95 EUR (St.Lucia) oraz 46 EUR (Bonaire).Do tego dochodzą wydatki na napoje w restauracjach i barach na statku (nie są ujęte w cenie, tutaj każdy najlepiej zna swoje potrzeby i możliwości :-) )Od Costy dostałem OBC do wykorzystania w kwocie 275 EUR - czyli o tyle został pomniejszony mój rachunek za wydatki na statku na koniec rejsu.plus wszystkie wydatki na wyspach (transport lokalny, bilety do jaskiń, ogrodu botanicznego na Martynice, farmy motyli na Arubie itd.) - poszczególne kwoty starałem się podawać na bieżąco przy relacjonowaniu poszczególnych miejsc.
zzeke 11 lutego 2018 21:18 Odpowiedz
@greg2014 Dzięki za kolejną znakomitą relację! Gdy tylko skończyłem czytać stwierdziłem,że niedopuszczalne jest nie mieć jeszcze zaklepanego żadnego rejsu na ten rok;-) A ponieważ pomysły są, zabieram się szybciej za poszukiwania.A gdyby ktoś po powyższej relacji napalił się na powtórkę z rejsu @greg2014 to proszę:
greg2014 12 lutego 2018 10:50 Odpowiedz
No dokładnie ta sama trasa, chyba nawet godziny postojów w portach się zgadzają:-)Na początku kwietnia Costa Magica ma z kolei zaplanowany rejs transatlantycki i wraca do Włoch a pod koniec kwietnia płynie na Bałtyk, gdzie przez kilka miesięcy będzie pływała na tygodniowych rejsach ze Sztokholmu.
norwich1987 14 lutego 2018 13:06 Odpowiedz
Świetna relacja, jestem fanem Twoich "statkowych" opowieści!
smierz 14 lutego 2018 14:45 Odpowiedz
Gratuluję świetnej relacji, czytałam od deski do deski ! I dzięki za porady na priv.
alerejsy-pl 12 marca 2018 11:03 Odpowiedz
Panie Grzegorzu - świetna relacja:) Czekamy na kolejne. MiAD:)
bepi 23 kwietnia 2018 14:49 Odpowiedz
Witam, Panie Grzegorzu czy mogłabym prosić nazwę tego hoteliku na Gwadelupie który był w okolicy portu ? bedę robiła podobną trasę w tym roku i również potrzebuję noclegu zaraz po przylocie na Gwadelupe
greg2014 23 kwietnia 2018 16:36 Odpowiedz
"Panów" proponuję sobie darować:-)Obiekt w booking.com nazywa się "Homestay Nelly". Jest to mieszkanie, którego właścicielka wynajmuje pokoje (dwa) turystom. W czasie mojego pobytu właścicielka "wpadała" do mieszkania w ciągu dnia. Jak dla mnie (biorąc pod uwagę, że tylko tam nocowałem, oba dni w całości praktycznie spędziłem "w terenie") pokój był ok, łazience mówiąc uczciwie przydałby się jakiś remont. Na największy plus lokalizacja obok portu, duży taras i niezwykle pomocna właścicielka, która sprawnie wdrożyła mnie w gwadelupskie klimaty i pomogła w ogarnięciu się gdzie jak dostać. Na minus przede wszystkim łazienka. Cena w porównaniu do innych obiektów w tym czasie w Pointe-a-Pitre na airbnb i booking.com była konkurencyjna. Życzę udanego rejsu:-) Gdybyś miała pytania, pisz śmiało.
bepi 25 kwietnia 2018 10:46 Odpowiedz
Dzięki cudnie, rejs dopiero ruszam 9 grudnia ale już przygotowuje się do tej 2 tyg trasy po Karaibach z MSC Preziosa
juggler5 5 lipca 2019 12:01 Odpowiedz
Relacja super, zarażeni twoja relacją wczoraj kupiliśmy 7 dniowy rejs na Costa Favolosa star i meta PTP po drodze Day 1 Guadeloupe (Antilles) - 23:00Day 2 ...cruising... - - Day 3 La Romana (Dominican Republic) 08:00 - Day 4 La Romana (Dominican Republic) - 07:00Day 4 Catalina Island (Dominican Republic) 09:00 17:00Day 5 Tortola (British Virgin Islands) 10:00 20:00Day 6 St. Maarten (Antilles) 08:00 17:00Day 7 Martinique (Antilles) 09:00 20:00Day 8 Guadeloupe (Antilles) 08:00 - Start 18 stycznia :)
greg2014 5 lipca 2019 16:15 Odpowiedz
Trzymam zatem kciuki:-)Akurat w tej relacji nie ma nic o St. Maarten, La Romanie ani Catalinie - ale informacje o nich znajdziecie w mojej innej relacji z transatlantyku z Savony do Gwadelupy w listopadzie 2018.Z kolei informacje o Costa Favolosa znajdziecie w relacji po fiordach norweskich. W razie czego pytajcie :-)
neverstopexploring 25 października 2019 01:09 Odpowiedz
Czemu nie działają już zdjęcia?