0
greg2014 22 stycznia 2018 21:27
Image

Żeby nikt nie myślał o kaktusach źle, na powitanie poczęstowano nas likierem kaktusowym (muszę przyznać, że całkiem dobrym):

Image

Sam domek nie robił jakiegoś wielkiego wrażenia poza tym, że pomieszczenia były malutkie i w zdecydowanej większości przechodnie.

Przed domkiem rosło drzewo calabash, które wcześniej widziałem już na St.Lucii. Ma ono bardzo charakterystyczne duże kuliste i niejadalne owoce:

Image

Image

…które po usunięciu miąższu służą do wyrobu misek i pojemników (muszę przyznać, że widziałem je na wielu wyspach):

Image


Stąd rozpoczęliśmy podróż w kierunku południowym, wzdłuż przeciwnego brzegu wyspy. Wkrótce pojawiły się pierwsze – prawie bezludne plaże:

Image

…chociaż mówiąc szczerze więcej na nich było samochodów pozostawionych przez nurków niż plażowiczów:-)

Image

Samymi samochodami próbuje się tutaj zresztą wjechać prawie do samego morza:

Image

Jeśli chodzi o plaże to nie widziałem na nich piasku – największą ich atrakcją są koralowe pozostałości a także kamienie pochodzenia koralowego:

Image

Przewodnik ostrzegł wszystkich, że wywożenie korali z Bonaire jest zabronione i w przypadku znalezienia ich u kogoś w porcie podlega karze od 500 USD za każdy kamyk, co skutecznie poskromiło nasze zapędy kolekcjonerskie :-)

Główną atrakcją południowej części wyspy jest zakład firmy Cargill specjalizujący się w produkcji soli z odparowania wody morskiej. Zakład ten stanowi kontynuację bardzo długiej tradycji związanej z tego rodzaju produkcją na Bonaire – której początki sięgają jeszcze czasów kolonialnych. Do pracy przy tej produkcji w przeszłości sprowadzano zresztą setki niewolników. Olbrzymią część wspomnianego zakładu stanowią liczne płytkie zbiorniki, do których przepompowywana jest woda morska, z której następnie pod wpływem słońca i temperatury woda jest odparowywana. Zbiorniki te mają charakterystyczne czerwone zabarwienie, w tle widać olbrzymie góry soli:

Image

Prowadzące wzdłuż zbiorników z solanką drogi miejscami wyglądają tak, jakby były przykryte śniegiem, którym w tym przypadku jest piana powstająca z przesyconego roztworu oraz krystalizująca sól:

Image

Całość uzupełnia plątanina rurociągów i pomp odpowiedzialna za napełnianie zbiorników:

Image

A to finalny produkt czyli znana nam sól zgromadzona na olbrzymich hałdach:

Image

Obok zakładu można zobaczyć osiedle starych domków niewolników, w których mieszkało po dwie osoby:

Image

Image

Jeśli chodzi o sam Kralendijk to nie ma w nim zbyt wiele do oglądania. Jest kilka budynków nawiązujących architekturą do czasów kolonialnych:

Image

…można zobaczyć tutaj również dawny fort z latarnią morską (a w zasadzie jej pozostałościami):


Image

…a także nieliczne budynki o więcej niż dwóch kondygnacjach, w większości których zlokalizowane są bardzo drogie apartamenty dla obcokrajowców, którzy zapragnęli mieć w tym miejscu swoje lokum:

Image

Image

Podsumowując wizytę na Bonaire, wydaje mi się, że była to najbardziej dzika i najmniej zamieszkana wyspa spośród tych, które odwiedziliśmy. Również ilość turystów była tutaj zdecydowanie mniejsza (oczywiście po poprawce, że zdecydowana ich większość tego dnia pochodziła z naszego statku oraz drugiego wycieczkowca cumującego w porcie). A ci, którzy tutaj dotarli mieli raczej ściśle zdefiniowane oczekiwania związane z eksploracją podwodnych głębin. Typowych piaszczystych dla Karaibów plaż tutaj nie widziałem – ale to nie one przyciągają tutaj turystów. Na pewno zapamiętam stąd góry soli, kaktusy, no i oczywiście flamingi – mimo, że trzymały bardzo duży dystans i nie dały się podejść zbyt blisko:-)

A kolejny wieczór na statku odbywał się we włoskich klimatach z bardzo fajnym show poświęconym włoskiej piosence na czele:

Image

Image

Image

Image

Image

Bonaire była ostatnią z wysp odwiedzanych podczas naszego rejsu po raz pierwszy. Na trasie pozostały jeszcze Grenada oraz Martynika, które będziemy mieli okazję zobaczyć po raz drugi…no i niestety Gwadelupa, gdzie trzeba będzie pożegnać się ze statkiem i wracać do domu.

C.D.N.No i zaliczyliśmy Grenadę po raz drugi:-)

Tym razem przybiliśmy do nabrzeża w St.George dopiero wczesnym popołudniem, cumując obok statku Pullmantura, z którym spotykaliśmy się już wcześniej w innych portach:

Image

Jeszcze przed dotarciem do Grenady, kucharze przy basenie głównym przygotowali świetny bufet poświęcony tym razem owocom morza:

Image

...a nieco wcześniej miałem możliwość odwiedzenia głównej kuchni statku, która jest odpowiedzialna za przygotowanie posiłków dla największych dwóch restauracji. Akurat trwały przygotowania do lunchu:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jeśli chodzi o Grenadę, tym razem nie miałem w planie żadnej wyprawy wgłąb wyspy – a chyba szkoda, bo pogoda zapowiadała się znacznie lepsza niż podczas naszego pierwszego pobytu kilka dni wcześniej. Stwierdziłem jednak, że nie widziałem jeszcze żadnej plaży na Grenadzie i trzeba to nadrobić:-) Nie była to zresztą jakaś wielka wyprawa. Po rzuceniu trapów, bez pośpiechu pierwsze kroki skierowałem na znany mi już dworzec autobusowy, skąd odjeżdżającym dosłownie co kilka minut busem nr 1 pojechałem do Grande Anse, gdzie położona jest jedna z bardziej znanych a na pewno najbliższa St.George plaża. Nie była ona może tak bajkowa jak te, które odwiedzałem na Gwadelupie czy Arubie ale trudno jej też było cokolwiek zarzucić:

Image

Image

Image

Co ciekawe, tym razem nie spadła ani kropla deszczu – ale na ostatnim z powyższych zdjęć widać, że w górach pogoda chyba była jednak trochę inna (potwierdzili to zresztą wieczorem poznani na statku Polacy, którzy w tym dniu wybrali się z wycieczką do wodospadu Annadale).

A wracając do leniwego pobytu na plaży Grand Anse mogę tylko dodać, że język polski był jednym z najczęściej słyszanych. Prawdopodobnie było na niej dużo polskich gości ze statku Pullmantura, która jest popularną linią wycieczkową w Polsce – bo nie słyszałem, aby sama Grenada była celem jakiegoś naszego biura turystycznego.

Jak widać z powyższego, tym razem mój dzień na Grenadzie minął bardzo leniwie. Po kilku godzinach wróciłem na statek odwiedzając po drodze kilka sklepów i walnie przyczyniając się do przekroczenia dopuszczalnego limitu bagażu na powrotnym locie do domu:-) Ale to miał być problem dopiero za kilka dni:-)

Zresztą zainteresowani zakupami mieli jeszcze jedną szansę. Na statku co jakiś czas sklepy organizują różne dziwne akcje wyprzedażowe, które najczęściej dotyczą czapek, kapeluszy, t-shirtów, torebek, jakichś błyskotek "made in China", zegarków i różnej drobnicy, której nie jestem w stanie sobie nawet przypomnieć. Napisałem dziwne ponieważ towarzyszą im różnego rodzaju tabliczki informujące, że ceny są obniżone o 80% i więcej – tylko nigdy nie wiadomo z jakiego poziomu bo żaden z artykułów nie zawiera indywidualnych cenówek:-) Akurat tak się złożyło, że podobna akcja rozpoczęła się tuż po opuszczeniu przez nas portu w St.George:

Image

Ci co chcieli, potrzebowali albo lubią mogli się rzucić w wir zakupów…ale mnie to jakoś szczególnie nie porwało:-)

C.D.N.@metia - Faktycznie jak patrzę na zdjęcia w necie to divi divi wygląda bardzo podobnie - jedyne co mi nie pasuje to ilość liści (w necie są to bardzo zielone drzewa a na wyspie miały jakąś policzalną ilość listków - ale to może być kwestia pory roku). Jedną zagadkę chyba mamy zatem rozwiązaną. Pozostaje pytanie o te dziwne duże muszle z St.Francois na Gwadelupie, które widziałem jeszcze przed rozpoczęciem rejsu - może ktoś wie czy to są ślimaki, ostrygi, małże... (?)

Dla przypomnienia chodzi o to:

Image

ImageNo i zagadka rozwiązana:-) Mój dociekliwy kolega rozpoznał w tych muszlach ślimaka o nazwie skrzydelnik wielki. Więcej szczegółów na jego temat jest tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Skrzydelnik_wielki

Co ciekawe, umowy międzynarodowe uznały ten gatunek za zagrożony wyginięciem (co jak widać nie przeszkadza w jego odłowach na Gwadelupie) oraz zabroniły wywozu produktów wytwarzanych z tych zwierząt. Jak rozumiem, zakaz ten obejmuje również muszle - jeśli faktycznie tak jest, to turystów, którzy za kilka euro kupili je od sprzedawcy (i poradzili sobie z fetorem, o którym pisałem wcześniej), może czekać spora niespodzianka jeśli się załapią na jakąś kontrolę celną - o ile nie wyjdzie to już przy standardowym skanowaniu bagażu. Muszla jest na tyle duża, że trudno ją schować lub przeoczyć...@tropikey - no to widzę, że przygody ze skrzydelnikiem (a raczej jego muszlą) miałeś dość drastyczne.

Swoją drogą te muszle cieszyły się sporym powodzeniem wśród turystów. A przecież miejscowi na pewno wiedzą, że ich nie wolno wywozić w świat a mimo to interesu nie zamykają - jak dla mnie to trochę mało uczciwe.

Podobnie jest z koralami - na Bonaire jak wysiedliśmy z autobusu przy plaży i zobaczyli koralowe skarby to też większość osób zaczęła sobie wybierać co piękniejsze okazy (a naprawdę były niesamowite) i dopiero przewodnik sprowadził wszystkich na ziemię informując o zakazie i karach. Niektórzy pewnie i tak coś zabrali, a czy mieli jakieś przygody dalej to trudno powiedzieć.

Co do czasu na wyspach to oczywiście masz rację ale taka uroda rejsu. Ja sobie wcześniej robię jakieś rozpoznanie co gdzie warto zobaczyć, żeby nie improwizować na miejscu ,ale bardzo często mam problem z wyborem bo chciałoby się znacznie więcej niż czas pozwala. Na przykład na takiej Grenadzie, Gwadelupie czy Martynice mógłbym siedzieć spokojnie po tygodniu a pewnie i dłużej. A ktoś mi mówił, że to małe wyspy i poza plażami tam nic nie ma... :-)Po raz drugi zawitaliśmy nie tylko na Grenadę ale również na Martynikę. Zacumowaliśmy w Fort-de-France dokładnie w tym samym miejscu co tydzień wcześniej i dla części pasażerów oznaczało to jednocześnie koniec rejsu. Ale jeszcze nie dla mnie. Ja tego dnia postanowiłem skorzystać z uroków ładnej pogody. Bo muszę przyznać, że tego dnia pogoda była naprawdę rewelacyjna - nie tylko nie padało ale również widok gór był niczym nie zmącony. Dawało to z pewnością nadzieję tym, którzy się tam wybrali - że nie zaliczą niemalże obowiązkowej w górach ulewy. Ja tydzień wcześniej nie miałem takiego szczęścia – ale cóż – widać tak było mi pisane:-)

Podobnie jak na Grenadzie, drugi dzień na Martynice postanowiłem spędzić bardziej "lajtowo". Po wydostaniu się z portu, przeszedłem wzdłuż wybrzeża do położonego obok fortu St.Louis nabrzeża o nazwie "Pointe Simon" skąd odpływają małe promy do położonych po drugiej stronie zatoki plaż – Pointe-du-Bout, Anse Mitan oraz Anse-a-l-Ane a także do miasteczka Les Trois-ilets. Tak to wygląda na mapce:

Image

Promy w ciągu dnia kursują bardzo często i cieszą się dużym powodzeniem zarówno miejscowych jak i turystów. Akurat tak się złożyło, że do nabrzeża Pointe Simon były zacumowane dwa wielkie statki wycieczkowe, których pasażerowie mieli do promu na plażę przysłowiowy "rzut beretem". Nasz statek zacumował niestety znacznie dalej – po drugiej stronie fortu St.Louis ze względu na fakt, że Fort-de-France na naszej trasie nie był typowym portem, gdzie statek tylko się zatrzymuje ale również, gdzie wielu pasażerów zaczyna i kończy rejs. Z tego powodu potrzebny był terminal zapewniający choćby usługi związane z transferem bagażu, salą odpraw, poczekalnią itp., których nie ma przy Pointe Simon.

Same promy do wspomnianych plaż odpływają z jednego z trzech małych pirsów położonych obok siebie:

Image

Image

Wszystko odbywa się według precyzyjnie określonego rozkładu jazdy (przestrzeganego). Bilet w obie strony kosztował 7 EUR a sama przeprawa trwała ok. 20-30 minut.

Ja jako miejsce docelowe wybrałem Anse-a-l-Ane. Sprawnie odbiliśmy i oddalając się od Pointe Simon mieliśmy okazję podziwiać piękny tego dnia widok na góry, w których położony jest ogród botaniczny Balata oraz las deszczowy, w których miałem okazję być tydzień wcześniej:

Image

…a także panoramę Fort-de-France:

Image

Przy okazji miałem możliwość zobaczyć również fort St.Louis od strony morza – i przyjrzeć mu się znacznie lepiej niż widać go ze statku:

Image

W pierwszej kolejności prom podpłynął do maleńkiej plaży Anse Mitan:

Image

Otoczenie plaż (zarówno Anse Mitan jak również Anse-a-l-Ane) jest bardzo urocze, z licznymi małymi domkami a także większymi rezydencjami położonymi na stromych zboczach opadających w kierunku morza:

Image

Sama plaża Anse-a-l-Ane nie jest jakaś specjalnie duża – rozciąga się na długości niespełna kilometra. Nie było na niej jednak wielkich tłumów:

Image

Image

A tak zatoka ta wygląda z góry:

Image

Uzupełnieniem lenistwa na plaży była mała wyprawa okolicznym szlakiem wzdłuż wybrzeża w stronę punktu widokowego, z którego rozciąga się widok na niewielką wyspę Ilet-a-Ramiers:

Image

Jest to niezamieszkała wyspa, na której można zobaczyć pozostałości fortu z XVII wieku, która przez pewien okres – w czasie epidemii febry – służyła jako miejsce kwarantanny. Obecnie jest ona siedliskiem licznych iguan, które mogą mieć tam nadzieję, że nie trafią do garnka rzadko tam zaglądających ludzi :-)

Zmierzając w kierunku punktu obserwacyjnego (przejście ścieżki zajmuje max. 20 minut) po drodze minąłem prawie bezludną plażę (były na niej 3 osoby):


Dodaj Komentarz

Komentarze (26)

102470 25 stycznia 2018 13:25 Odpowiedz
zapowiada się ciekawie, a że planuję Gwadelupę z Martyniką to tym chętniej poczytam :)
julk1 27 stycznia 2018 01:16 Odpowiedz
Z przyjemnością czyta się Twoja relację. Zdjęcia też są piękne.Czekam na dalszy ciąg relacji.Ta kabina to klasy biznes? :)
greg2014 27 stycznia 2018 03:06 Odpowiedz
:-) Co do kabiny to zwykła kabina wewnętrzna - najmniejsza z dostępnych na statku :-) Tylko wstawka typu owoce czy szampan są niestandardowe - dostaję je za status.
metia 28 stycznia 2018 22:02 Odpowiedz
Cieszę się, że jest kolejna relacja :) Bardzo lubię Twój styl pisania: uporządkowany, konkretny, z dużą ilością informacji, ale jednocześnie nie przytłaczający. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
brzemia 3 lutego 2018 11:46 Odpowiedz
Rewelacja ten spacer w powietrzu.Pytanko, tak chodzisz po tych lasach, upaprany w błocie... nie ma tam jakiś węży lub innych zwierzątek, które mogą ci zrobić krzywdę ? ;)
greg2014 3 lutego 2018 13:08 Odpowiedz
Węży ani innych groźnych gadów na Gwadelupie ani Martynice nie ma. Przynajmniej teoretycznie. Również teoretycznie podobno można tam spotkać ptasznika (pająka) ale rzadko się to zdarza. Trzeba uważać jedynie na jakieś parzące żabki (wystarczy ich nie dotykać) :-)Z tego co pamiętam to najgorzej jest na St.Lucii, gdzie kolonizatorzy nazwozili różnych zwierzaków obcych dla tego ekosystemu i ze skutkami mieszkańcy walczą tam do dzisiaj. Mają tam np. boa dusiciela i kilka jadowitych węży wiec w lesie trzeba uważać-chociaż z tego co mówiła przewodniczka boa nie zaczepiany nie zaatakuje człowieka. Nie widziałem ani jednego ani tym bardziej nie sprawdzałem:-)
korad1 4 lutego 2018 18:38 Odpowiedz
Hej,Świetne relacje ( szczególnie ta z Włoch do Dubaju)!My startujemy 12 marca'18 z La Romana ( Costa Pacifica - 7 dni w tym Gwadelupa i Martynika)1. Jak wygląda kwestia wchodzenia /wychodzeni z statku, czy można np. poimprezować w La Romana i wrócić o 3 nad ranem na statek czy może są jakieś nie przekraczalne godziny powrotu? 2. Słyszałem że alkoholu nie można wnosić ( ew. trzeba oddać w depozyt), ale czy można wnosić napoje np. coca-cola, woda mineralna, albo jakieś lokalne napoje z np.kokosa czy też nie można?
metia 4 lutego 2018 19:16 Odpowiedz
Zobaczyć na drugim końcu świata słowo "bushalte" - dla mnie jako niderlandysty bezcenne. Mogę pokazać przy okazji studentom? Jak im mówię, że na wyspach ABC mówią w języku, który studiują, to nie zawsze mi na słowo wierzą ;)
greg2014 4 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@korad1 - Generalnie zasada jest taka, że na statku musisz być 30 minut przed planowanym wypłynięciem. Wtedy zaczynają zwijać trapy i całą tymczasową "infrastrukturę", którą rozkłada się na nabrzeżu po przybiciu statku (jakieś stoliki, czasami krzesła/fotele, automaty z napojami itp.). Jeśli statek nocuje w porcie to z moich doświadczeń wynika, że zazwyczaj można na statek wchodzić i wychodzić cały czas (również w nocy). Piszę "zazwyczaj" ponieważ z tego co pamiętam to raz podczas pobytu w Hongkongu było zastrzeżenie, że wejść będzie można do 2 w nocy a potem po 6 rano ale wynikało to z ograniczeń portu a nie statu. W związku z tym lepiej zapytać. Z drugiej strony, jak sobie przypomnę port w La Romanie to zdziwiłbym się jakby tam były jakieś ograniczenia (to typowy port turystyczny). Co do wnoszenia napojów na statek to alkohol z reguły jest wyłapywany i zabierany do depozytu (zwracany jest wieczorem ostatniego dnia do kabiny). Aczkolwiek mi na Martynice nie wyłapali rumu - to jednak raczej wyjątek niż reguła. Jeśli chodzi o inne napoje to na statkach Costy teoretycznie nie można ich wnosić a w praktyce nikt z tego nie robi problemu (ale już na NCL jest to bardzo rygorystycznie przestrzegane). Czasami mi się tylko zdarzyło, że sprawdzano czy butelka jest oryginalnie zamknięta - zapewne po to, aby ograniczyć "szmuglowanie" alkoholu pod płaszczykiem coli :-) A tak w ogóle to Pacifica to bardzo ładny statek:-) @metia - jasne, że możesz:-) podobne oznaczenia przystanków są na Arubie. Na Bonaire nie zwróciłem uwagi (byłem na wycieczce) ale zapewne tak samo - o ile funkcjonuje tam jakaś komunikacja publiczna inna niż autobusy szkolne bo wyspa jest nieduża podobnie jak liczba jej mieszkańców.
metia 8 lutego 2018 09:53 Odpowiedz
Drzewo, o którym pisałeś, to chyba divi divi, popularne na całym ABC, Charakterystyczne dla niego jest dość miękkie drewno - zmiękczają je wytwarzane przez drzewo taniny. Taniny pozyskuje się na eksport jako substancję do garbowania skór. A ponieważ drewno jest miękkie, to całe drzewo bardzo łatwo poddaje się wszelkim wpływom warunków pogodowych, zwłaszcza wiatru. Dlatego divi divi rośnie "na jedną stronę" :)
greg2014 8 lutego 2018 21:31 Odpowiedz
No i zagadka rozwiązana:-) Mój dociekliwy kolega rozpoznał w tych muszlach ślimaka o nazwie skrzydelnik wielki. Więcej szczegółów na jego temat jest tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Skrzydelnik_wielkiCo ciekawe, umowy międzynarodowe uznały ten gatunek za zagrożony wyginięciem (co jak widać nie przeszkadza w jego odłowach na Gwadelupie) oraz zabroniły wywozu produktów wytwarzanych z tych zwierząt. Jak rozumiem, zakaz ten obejmuje również muszle - jeśli faktycznie tak jest, to turystów, którzy za kilka euro kupili je od sprzedawcy (i poradzili sobie z fetorem, o którym pisałem wcześniej), może czekać spora niespodzianka jeśli się załapią na jakąś kontrolę celną - o ile nie wyjdzie to już przy standardowym skanowaniu bagażu. Muszla jest na tyle duża, że trudno ją schować lub przeoczyć...
tropikey 8 lutego 2018 21:56 Odpowiedz
Oj, znam ja tego gościa dobrze... Co by się nie powtarzać, odsyłam tu morskie-pamiatki-co-wolno-przywiezc-do-polski,135,108744?start=20#p901936Jak zwykle w Twoim wypadku, ciekawie zrelacjonowany i najwyraźniej udany rejs, choć większość z tych wysp zasługuje na poświęcenie im zdecydowanie więcej czasu. Na Curacao, Bonaire, czy Tobago spędziliśmy po 2 tygodnie i to były jedne z naszych najlepszych "wczasów". Choć taką Martynikę, Gwadelupę, Grenadę, czy Dominikę potraktowaliśmy trochę po łebkach, pływając między nimi na Chopinie. Jest w tym rejonie taka jedna maleńka Mayreau. Aż się łza w oku kręci na jej - znaczy tej wyspy - wspomnienie.Teraz, gdy USD słabnie, może warto zaplanować wizytę po latach...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
greg2014 8 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@tropikey - no to widzę, że przygody ze skrzydelnikiem (a raczej jego muszlą) miałeś dość drastyczne.Swoją drogą te muszle cieszyły się sporym powodzeniem wśród turystów. A przecież miejscowi na pewno wiedzą, że ich nie wolno wywozić w świat a mimo to interesu nie zamykają - jak dla mnie to trochę mało uczciwe.Podobnie jest z koralami - na Bonaire jak wysiedliśmy z autobusu przy plaży i zobaczyli koralowe skarby to też większość osób zaczęła sobie wybierać co piękniejsze okazy (a naprawdę były niesamowite) i dopiero przewodnik sprowadził wszystkich na ziemię informując o zakazie i karach. Niektórzy pewnie i tak coś zabrali, a czy mieli jakieś przygody dalej to trudno powiedzieć.Co do czasu na wyspach to oczywiście masz rację ale taka uroda rejsu. Ja sobie wcześniej robię jakieś rozpoznanie co gdzie warto zobaczyć, żeby nie improwizować na miejscu ,ale bardzo często mam problem z wyborem bo chciałoby się znacznie więcej niż czas pozwala. Na przykład na takiej Grenadzie, Gwadelupie czy Martynice mógłbym siedzieć spokojnie po tygodniu a pewnie i dłużej.
102470 10 lutego 2018 20:00 Odpowiedz
Mozna prosic o podsumowanie kosztow?
greg2014 10 lutego 2018 21:38 Odpowiedz
Jasne:-)Za rejs zapłaciłem ok. 875 EUR. Do ceny tej trzeba doliczyć obowiązkowe napiwki (10 EUR/dzień czyli 140 EUR za cały rejs).Przelot w obie strony z Warszawy do Pointe-a-Pitre liniami Air France kosztował ok. 2300 zł.Za dwa noclegi na Gwadelupie zapłaciłem 118 EUR.Wycieczki ze statku kosztowały mnie 95 EUR (St.Lucia) oraz 46 EUR (Bonaire).Do tego dochodzą wydatki na napoje w restauracjach i barach na statku (nie są ujęte w cenie, tutaj każdy najlepiej zna swoje potrzeby i możliwości :-) )Od Costy dostałem OBC do wykorzystania w kwocie 275 EUR - czyli o tyle został pomniejszony mój rachunek za wydatki na statku na koniec rejsu.plus wszystkie wydatki na wyspach (transport lokalny, bilety do jaskiń, ogrodu botanicznego na Martynice, farmy motyli na Arubie itd.) - poszczególne kwoty starałem się podawać na bieżąco przy relacjonowaniu poszczególnych miejsc.
zzeke 11 lutego 2018 21:18 Odpowiedz
@greg2014 Dzięki za kolejną znakomitą relację! Gdy tylko skończyłem czytać stwierdziłem,że niedopuszczalne jest nie mieć jeszcze zaklepanego żadnego rejsu na ten rok;-) A ponieważ pomysły są, zabieram się szybciej za poszukiwania.A gdyby ktoś po powyższej relacji napalił się na powtórkę z rejsu @greg2014 to proszę:
greg2014 12 lutego 2018 10:50 Odpowiedz
No dokładnie ta sama trasa, chyba nawet godziny postojów w portach się zgadzają:-)Na początku kwietnia Costa Magica ma z kolei zaplanowany rejs transatlantycki i wraca do Włoch a pod koniec kwietnia płynie na Bałtyk, gdzie przez kilka miesięcy będzie pływała na tygodniowych rejsach ze Sztokholmu.
norwich1987 14 lutego 2018 13:06 Odpowiedz
Świetna relacja, jestem fanem Twoich "statkowych" opowieści!
smierz 14 lutego 2018 14:45 Odpowiedz
Gratuluję świetnej relacji, czytałam od deski do deski ! I dzięki za porady na priv.
alerejsy-pl 12 marca 2018 11:03 Odpowiedz
Panie Grzegorzu - świetna relacja:) Czekamy na kolejne. MiAD:)
bepi 23 kwietnia 2018 14:49 Odpowiedz
Witam, Panie Grzegorzu czy mogłabym prosić nazwę tego hoteliku na Gwadelupie który był w okolicy portu ? bedę robiła podobną trasę w tym roku i również potrzebuję noclegu zaraz po przylocie na Gwadelupe
greg2014 23 kwietnia 2018 16:36 Odpowiedz
"Panów" proponuję sobie darować:-)Obiekt w booking.com nazywa się "Homestay Nelly". Jest to mieszkanie, którego właścicielka wynajmuje pokoje (dwa) turystom. W czasie mojego pobytu właścicielka "wpadała" do mieszkania w ciągu dnia. Jak dla mnie (biorąc pod uwagę, że tylko tam nocowałem, oba dni w całości praktycznie spędziłem "w terenie") pokój był ok, łazience mówiąc uczciwie przydałby się jakiś remont. Na największy plus lokalizacja obok portu, duży taras i niezwykle pomocna właścicielka, która sprawnie wdrożyła mnie w gwadelupskie klimaty i pomogła w ogarnięciu się gdzie jak dostać. Na minus przede wszystkim łazienka. Cena w porównaniu do innych obiektów w tym czasie w Pointe-a-Pitre na airbnb i booking.com była konkurencyjna. Życzę udanego rejsu:-) Gdybyś miała pytania, pisz śmiało.
bepi 25 kwietnia 2018 10:46 Odpowiedz
Dzięki cudnie, rejs dopiero ruszam 9 grudnia ale już przygotowuje się do tej 2 tyg trasy po Karaibach z MSC Preziosa
juggler5 5 lipca 2019 12:01 Odpowiedz
Relacja super, zarażeni twoja relacją wczoraj kupiliśmy 7 dniowy rejs na Costa Favolosa star i meta PTP po drodze Day 1 Guadeloupe (Antilles) - 23:00Day 2 ...cruising... - - Day 3 La Romana (Dominican Republic) 08:00 - Day 4 La Romana (Dominican Republic) - 07:00Day 4 Catalina Island (Dominican Republic) 09:00 17:00Day 5 Tortola (British Virgin Islands) 10:00 20:00Day 6 St. Maarten (Antilles) 08:00 17:00Day 7 Martinique (Antilles) 09:00 20:00Day 8 Guadeloupe (Antilles) 08:00 - Start 18 stycznia :)
greg2014 5 lipca 2019 16:15 Odpowiedz
Trzymam zatem kciuki:-)Akurat w tej relacji nie ma nic o St. Maarten, La Romanie ani Catalinie - ale informacje o nich znajdziecie w mojej innej relacji z transatlantyku z Savony do Gwadelupy w listopadzie 2018.Z kolei informacje o Costa Favolosa znajdziecie w relacji po fiordach norweskich. W razie czego pytajcie :-)
neverstopexploring 25 października 2019 01:09 Odpowiedz
Czemu nie działają już zdjęcia?