0
greg2014 22 stycznia 2018 21:27
Image

Image

Image

Większość motyli jest bardzo trudno sfotografować ze względu na fakt, że są w ciągłym ruchu – ale jak się to już uda to satysfakcja jest naprawdę duża:-) Motyle nie tylko latają wokół nas ale niektóre z nich chętnie przysiadają na ubraniu (szczególnie tym bardziej pstrokatym) i przed wyjściem poza rewir wytyczony siatkami trzeba się dobrze otrzepać, żeby nie wynieść ich na zewnątrz. Poniżej zamieszczam wybrane fotki stanowiące próbkę z tego co można tam zobaczyć:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Co ok. 20-30 minut pracownicy farmy formują spośród zainteresowanych gości grupy, które są następnie oprowadzane po niewielkim fragmencie ogrodu. W czasie takiej prezentacji można się zapoznać z co ciekawszymi gatunkami motyli a także gąsienicami, poczwarkami i raczej mało apetycznym sposobie przepoczwarzania się brzydkich gąsienic w piękne motyle.

Wszystko zaczyna się od mikroskopijnych jajeczek składanych przez motyle:

Image

Nieco dalej można zapoznać się z gąsienicami jak np. ta na poniższym kwiatku:

Image

Gąsienice potrafią się nieźle maskować – jak te poniżej:

Image

…lub chować gdzieś po drugiej stronie liścia:

Image

Kolejny etap to poczwarka przypominająca kokon – gąsienica przyjmuje tę postać, gdy przestanie się odżywiać i w tej formie sprawia wrażenie martwego organizmu:

Image

…a tymczasem w środku formuje się dorosły motyl.

Na farmie motyli, kokony są przechowywane w specjalnych, zamykanych na noc szafkach, aby ochronić je przed naturalnymi wrogami:

Image

Dla motyli są wyłożone również specjalne miejsca-stołówki z pokrojonymi owocami, w których najłatwiej je sfotografować, gdy są zajęte konsumpcją:

Image

Image

Praktycznie w sąsiedztwie farmy motyli znajduje się również duże rozlewisko będące siedliskiem wielu ptaków. Jest tam zorganizowanych kilka wież obserwacyjnych, z których można je obserwować -ale ma to sens głównie rano i wieczorem – ja jeśli chodzi o ptaki niewiele tam zobaczyłem :

Image

Image

Jeszcze jedną nietypową atrakcją położoną praktycznie w tym samym miejscu jest zabytkowy wiatrak, w którym aktualnie zlokalizowane jest niewielkie muzeum oraz restauracja:

Image

A dalej zaczynają się bajkowe plaże Aruby. Ciągną się one dosłownie kilometrami.

Już samo wejście na Palm Beach wygląda niezwykle malowniczo:

Image

A to sama plaża Palm Beach:

Image

Image

Image

Image

Trzeba przy tym zaznaczyć, że to tylko jedna z wielu arubiańskich plaż. Nieco dalej położone są Hadicurari Beach, Malmok Beach, Boca Catalina Beach czy w końcu Arashi Beach. A to tylko wybrane plaże po jednej ze stron wyspy – po drugiej jest ich podobno nieco mniej ale potrafią być bardziej odludne – bazuję przy tym tylko na przekazach innych.

Zaznaczyć przy tym trzeba, że bezpośrednio przy plaży Palm Beach całe wybrzeże naszpikowane jest olbrzymimi hotelami – nieco bliżej i dalej od miasta widać, że jest ich nieco mniej.

Wracając Arubusem do portu miałem jeszcze okazję "w locie" plaże Eagle Beach czy Divi Beach:

Image

Image

Dodatkowo dostęp do niektórych plaż na wyspie jest zagrodzony – jak do poniższej Renaissance Beach położonej praktycznie przy samym centrum miasta, obok parku Wilhelminy:

Image

…ale powolutku trzeba było kończyć podziwianie arubiańskich okoliczności przyrody i wracać na statek. W pamięci wyspa ta pozostanie mi jako poupadająca już nieco ale nadal mimo wszystko fascynująca kraina aloesu, królestwo motyli oraz świat pięknych, bajkowych plaż.

A nam na trasie pozostała jeszcze jedna wyspa z grupy ABC czyli Bonaire…

C.D.N.Bonaire to dziwna wyspa. Na pewno nie jest mała – ale nie jest też duża. Mimo to jest bardzo zróżnicowana. Zamieszkuje ją zaledwie kilkanaście tysięcy osób ale pomimo tego posiada codzienne bezpośrednie połączenie lotnicze z Amsterdamem realizowane szerokokadłubowym samolotem. Co ciekawe – oficjalną walutą na tej wyspie jest dolar amerykański…

Stolicą Bonaire jest Kralendijk, który w godzinę można obejść wzdłuż i wszerz. Komunikacji publicznej w tym miejscu nie zauważyłem, ale w sumie pytanie czy miałaby w ogóle sens. Przystanki autobusowe są wyznaczone – ale jak się okazało dotyczą autobusów szkolnych. Bonaire to chyba był najbardziej nietypowy stop w czasie naszego rejsu – wyspa zupełnie inna niż te, które odwiedziliśmy wcześniej.

A to widok na Kralendijk ze statku:

Image

Image

Jeszcze przed wizytą w porcie, z przewodnika wiedziałem, że możliwości indywidualnego eksplorowania tej wyspy są bardzo ograniczone i w zasadzie w rachubę wchodzi wyłącznie korzystanie z taksówek – swoją drogą ciekawe jak sobie poradziły one z obsługą pasażerów dwóch statków wycieczkowych – ponieważ oprócz nas w porcie cumował również wycieczkowiec Pullamntura…

Z tego powodu zdecydowałem się na skorzystanie w tym miejscu z wycieczki objazdowej oferowanej na statku. Małym busikiem na kilkanaście osób, obwożeni i oprowadzani przez Amerykanina, który przeprowadził się tutaj około 20 lat temu mieliśmy okazję co nieco "liznąć" Bonnaire.

Wycieczkę rozpoczęliśmy od podróży na północ - z portu do Washington Slagbaai National Park. Jednokierunkowa malownicza droga wśród wybrzeża prowadziła wzdłuż terenów zielonych, klifów, różnego rodzaju form skalnych – aż do wielkiego siedliska flamingów – jeziora Goto Meer.

Przy czym pod pojęciem "terenów zielonych" należy rozumieć las kaktusowy, którego gęstość miejscami robiła spore wrażenie:

Image

Image

Image

Z tego co mówił przewodnik, las ten jest nie do sforsowania dla pieszego – nie tylko ze względu na kaktusy ale również różnego rodzaju uskoki oraz formy skalne, które w praktyce uniemożliwiają jego przejście.

Kaktusy na Bonaire mają zresztą również zastosowanie gospodarcze – powszechnie służą jako ogrodzenia i płoty. Po prostu tutaj zamiast tui lub żywopłotów sadzi się kaktusy, które ewentualnie się wiąże ze sobą, aby tworzyły zwartą ścianę. I niech ktoś próbuje to forsować :-)

Image

Image

Wyspa jest rajem dla nurków, którzy z racji niemalże krystalicznej wody, mają w tym miejscu idealne warunki do obserwacji rafy koralowej. Stanowią oni bardzo dużą część turystów przyjeżdżających na wyspę oraz źródło dochodów jej mieszkańców. Jadąc wzdłuż wybrzeża można co chwilę zobaczyć nurków przygotowujących się do podmorskich wypraw:

Image

Image

Trzeba przy tym przyznać, że brzeg w tej części wyspy – pomimo, że pozbawiony plaż wyglądał naprawdę bajkowo:

Image

Drugim oprócz kaktusów stałym elementem flory wyspy – szczególnie jej północnej części, jest suche bezlistne lub prawie bezlistne drzewo. Z tego co mówił przewodnik ma ono spore znaczenie gospodarcze oraz jest przedmiotem eksportu z wyspy - niestety szczegółów nie udało mi się dosłyszeć.

Image

Północna część wyspy jest bardzo bogata w różnego rodzaju formacje skalne oraz klify:

Image

Image

Można tu również zobaczyć naturalne łuki skalne:

Image

…a także wietrzejące skały, u podnóża których dostępne są liczne jaskinie:

Image

Na pierwszy rzut oka wyspa jest sucha, czego dowodem są choćby kaktusy. Chociaż akurat w czasie naszej wizyty kilkukrotnie padało. Zresztą chyba jednak potrafi tutaj padać również od czasu do czasu naprawdę intensywnie, czego dowodem jest gniazdo termitów zbudowane na drzewie:

Image

Nasza podróż biegła cały czas wzdłuż wybrzeża – aż do ogrodzonego terenu firmy BOPEC zajmującej się składowaniem i blendowaniem paliw zgromadzonych w gigantycznych zbiornikach (podobnych do tych z St.Lucii). W tym miejscu odbiliśmy od wybrzeża i dotarliśmy do jeziora Goto Meer, wchodzącego już w skład parku narodowego oraz stanowiącego największe na wyspie siedlisko flamingów. Przy dojeździe do jeziora zrobił się mały korek:

Image

…ale udało się w końcu coś zobaczyć:-) Flamingi są niestety ptakami dość płochliwymi i trzymały się raczej z dala od drogi – wszystkie te czerwonkawe plamki na poniższych fotkach to właśnie one:-)

Image

Image

Kolejny przystanek na naszej trasie stanowiła mała miejscowość (choć jak na warunki Bonaire pewnie jedna z największych) o nazwie Rincon, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć tradycyjny wyspiarski domek wraz z niewielkim muzeum:


Dodaj Komentarz

Komentarze (26)

102470 25 stycznia 2018 13:25 Odpowiedz
zapowiada się ciekawie, a że planuję Gwadelupę z Martyniką to tym chętniej poczytam :)
julk1 27 stycznia 2018 01:16 Odpowiedz
Z przyjemnością czyta się Twoja relację. Zdjęcia też są piękne.Czekam na dalszy ciąg relacji.Ta kabina to klasy biznes? :)
greg2014 27 stycznia 2018 03:06 Odpowiedz
:-) Co do kabiny to zwykła kabina wewnętrzna - najmniejsza z dostępnych na statku :-) Tylko wstawka typu owoce czy szampan są niestandardowe - dostaję je za status.
metia 28 stycznia 2018 22:02 Odpowiedz
Cieszę się, że jest kolejna relacja :) Bardzo lubię Twój styl pisania: uporządkowany, konkretny, z dużą ilością informacji, ale jednocześnie nie przytłaczający. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
brzemia 3 lutego 2018 11:46 Odpowiedz
Rewelacja ten spacer w powietrzu.Pytanko, tak chodzisz po tych lasach, upaprany w błocie... nie ma tam jakiś węży lub innych zwierzątek, które mogą ci zrobić krzywdę ? ;)
greg2014 3 lutego 2018 13:08 Odpowiedz
Węży ani innych groźnych gadów na Gwadelupie ani Martynice nie ma. Przynajmniej teoretycznie. Również teoretycznie podobno można tam spotkać ptasznika (pająka) ale rzadko się to zdarza. Trzeba uważać jedynie na jakieś parzące żabki (wystarczy ich nie dotykać) :-)Z tego co pamiętam to najgorzej jest na St.Lucii, gdzie kolonizatorzy nazwozili różnych zwierzaków obcych dla tego ekosystemu i ze skutkami mieszkańcy walczą tam do dzisiaj. Mają tam np. boa dusiciela i kilka jadowitych węży wiec w lesie trzeba uważać-chociaż z tego co mówiła przewodniczka boa nie zaczepiany nie zaatakuje człowieka. Nie widziałem ani jednego ani tym bardziej nie sprawdzałem:-)
korad1 4 lutego 2018 18:38 Odpowiedz
Hej,Świetne relacje ( szczególnie ta z Włoch do Dubaju)!My startujemy 12 marca'18 z La Romana ( Costa Pacifica - 7 dni w tym Gwadelupa i Martynika)1. Jak wygląda kwestia wchodzenia /wychodzeni z statku, czy można np. poimprezować w La Romana i wrócić o 3 nad ranem na statek czy może są jakieś nie przekraczalne godziny powrotu? 2. Słyszałem że alkoholu nie można wnosić ( ew. trzeba oddać w depozyt), ale czy można wnosić napoje np. coca-cola, woda mineralna, albo jakieś lokalne napoje z np.kokosa czy też nie można?
metia 4 lutego 2018 19:16 Odpowiedz
Zobaczyć na drugim końcu świata słowo "bushalte" - dla mnie jako niderlandysty bezcenne. Mogę pokazać przy okazji studentom? Jak im mówię, że na wyspach ABC mówią w języku, który studiują, to nie zawsze mi na słowo wierzą ;)
greg2014 4 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@korad1 - Generalnie zasada jest taka, że na statku musisz być 30 minut przed planowanym wypłynięciem. Wtedy zaczynają zwijać trapy i całą tymczasową "infrastrukturę", którą rozkłada się na nabrzeżu po przybiciu statku (jakieś stoliki, czasami krzesła/fotele, automaty z napojami itp.). Jeśli statek nocuje w porcie to z moich doświadczeń wynika, że zazwyczaj można na statek wchodzić i wychodzić cały czas (również w nocy). Piszę "zazwyczaj" ponieważ z tego co pamiętam to raz podczas pobytu w Hongkongu było zastrzeżenie, że wejść będzie można do 2 w nocy a potem po 6 rano ale wynikało to z ograniczeń portu a nie statu. W związku z tym lepiej zapytać. Z drugiej strony, jak sobie przypomnę port w La Romanie to zdziwiłbym się jakby tam były jakieś ograniczenia (to typowy port turystyczny). Co do wnoszenia napojów na statek to alkohol z reguły jest wyłapywany i zabierany do depozytu (zwracany jest wieczorem ostatniego dnia do kabiny). Aczkolwiek mi na Martynice nie wyłapali rumu - to jednak raczej wyjątek niż reguła. Jeśli chodzi o inne napoje to na statkach Costy teoretycznie nie można ich wnosić a w praktyce nikt z tego nie robi problemu (ale już na NCL jest to bardzo rygorystycznie przestrzegane). Czasami mi się tylko zdarzyło, że sprawdzano czy butelka jest oryginalnie zamknięta - zapewne po to, aby ograniczyć "szmuglowanie" alkoholu pod płaszczykiem coli :-) A tak w ogóle to Pacifica to bardzo ładny statek:-) @metia - jasne, że możesz:-) podobne oznaczenia przystanków są na Arubie. Na Bonaire nie zwróciłem uwagi (byłem na wycieczce) ale zapewne tak samo - o ile funkcjonuje tam jakaś komunikacja publiczna inna niż autobusy szkolne bo wyspa jest nieduża podobnie jak liczba jej mieszkańców.
metia 8 lutego 2018 09:53 Odpowiedz
Drzewo, o którym pisałeś, to chyba divi divi, popularne na całym ABC, Charakterystyczne dla niego jest dość miękkie drewno - zmiękczają je wytwarzane przez drzewo taniny. Taniny pozyskuje się na eksport jako substancję do garbowania skór. A ponieważ drewno jest miękkie, to całe drzewo bardzo łatwo poddaje się wszelkim wpływom warunków pogodowych, zwłaszcza wiatru. Dlatego divi divi rośnie "na jedną stronę" :)
greg2014 8 lutego 2018 21:31 Odpowiedz
No i zagadka rozwiązana:-) Mój dociekliwy kolega rozpoznał w tych muszlach ślimaka o nazwie skrzydelnik wielki. Więcej szczegółów na jego temat jest tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Skrzydelnik_wielkiCo ciekawe, umowy międzynarodowe uznały ten gatunek za zagrożony wyginięciem (co jak widać nie przeszkadza w jego odłowach na Gwadelupie) oraz zabroniły wywozu produktów wytwarzanych z tych zwierząt. Jak rozumiem, zakaz ten obejmuje również muszle - jeśli faktycznie tak jest, to turystów, którzy za kilka euro kupili je od sprzedawcy (i poradzili sobie z fetorem, o którym pisałem wcześniej), może czekać spora niespodzianka jeśli się załapią na jakąś kontrolę celną - o ile nie wyjdzie to już przy standardowym skanowaniu bagażu. Muszla jest na tyle duża, że trudno ją schować lub przeoczyć...
tropikey 8 lutego 2018 21:56 Odpowiedz
Oj, znam ja tego gościa dobrze... Co by się nie powtarzać, odsyłam tu morskie-pamiatki-co-wolno-przywiezc-do-polski,135,108744?start=20#p901936Jak zwykle w Twoim wypadku, ciekawie zrelacjonowany i najwyraźniej udany rejs, choć większość z tych wysp zasługuje na poświęcenie im zdecydowanie więcej czasu. Na Curacao, Bonaire, czy Tobago spędziliśmy po 2 tygodnie i to były jedne z naszych najlepszych "wczasów". Choć taką Martynikę, Gwadelupę, Grenadę, czy Dominikę potraktowaliśmy trochę po łebkach, pływając między nimi na Chopinie. Jest w tym rejonie taka jedna maleńka Mayreau. Aż się łza w oku kręci na jej - znaczy tej wyspy - wspomnienie.Teraz, gdy USD słabnie, może warto zaplanować wizytę po latach...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
greg2014 8 lutego 2018 22:24 Odpowiedz
@tropikey - no to widzę, że przygody ze skrzydelnikiem (a raczej jego muszlą) miałeś dość drastyczne.Swoją drogą te muszle cieszyły się sporym powodzeniem wśród turystów. A przecież miejscowi na pewno wiedzą, że ich nie wolno wywozić w świat a mimo to interesu nie zamykają - jak dla mnie to trochę mało uczciwe.Podobnie jest z koralami - na Bonaire jak wysiedliśmy z autobusu przy plaży i zobaczyli koralowe skarby to też większość osób zaczęła sobie wybierać co piękniejsze okazy (a naprawdę były niesamowite) i dopiero przewodnik sprowadził wszystkich na ziemię informując o zakazie i karach. Niektórzy pewnie i tak coś zabrali, a czy mieli jakieś przygody dalej to trudno powiedzieć.Co do czasu na wyspach to oczywiście masz rację ale taka uroda rejsu. Ja sobie wcześniej robię jakieś rozpoznanie co gdzie warto zobaczyć, żeby nie improwizować na miejscu ,ale bardzo często mam problem z wyborem bo chciałoby się znacznie więcej niż czas pozwala. Na przykład na takiej Grenadzie, Gwadelupie czy Martynice mógłbym siedzieć spokojnie po tygodniu a pewnie i dłużej.
102470 10 lutego 2018 20:00 Odpowiedz
Mozna prosic o podsumowanie kosztow?
greg2014 10 lutego 2018 21:38 Odpowiedz
Jasne:-)Za rejs zapłaciłem ok. 875 EUR. Do ceny tej trzeba doliczyć obowiązkowe napiwki (10 EUR/dzień czyli 140 EUR za cały rejs).Przelot w obie strony z Warszawy do Pointe-a-Pitre liniami Air France kosztował ok. 2300 zł.Za dwa noclegi na Gwadelupie zapłaciłem 118 EUR.Wycieczki ze statku kosztowały mnie 95 EUR (St.Lucia) oraz 46 EUR (Bonaire).Do tego dochodzą wydatki na napoje w restauracjach i barach na statku (nie są ujęte w cenie, tutaj każdy najlepiej zna swoje potrzeby i możliwości :-) )Od Costy dostałem OBC do wykorzystania w kwocie 275 EUR - czyli o tyle został pomniejszony mój rachunek za wydatki na statku na koniec rejsu.plus wszystkie wydatki na wyspach (transport lokalny, bilety do jaskiń, ogrodu botanicznego na Martynice, farmy motyli na Arubie itd.) - poszczególne kwoty starałem się podawać na bieżąco przy relacjonowaniu poszczególnych miejsc.
zzeke 11 lutego 2018 21:18 Odpowiedz
@greg2014 Dzięki za kolejną znakomitą relację! Gdy tylko skończyłem czytać stwierdziłem,że niedopuszczalne jest nie mieć jeszcze zaklepanego żadnego rejsu na ten rok;-) A ponieważ pomysły są, zabieram się szybciej za poszukiwania.A gdyby ktoś po powyższej relacji napalił się na powtórkę z rejsu @greg2014 to proszę:
greg2014 12 lutego 2018 10:50 Odpowiedz
No dokładnie ta sama trasa, chyba nawet godziny postojów w portach się zgadzają:-)Na początku kwietnia Costa Magica ma z kolei zaplanowany rejs transatlantycki i wraca do Włoch a pod koniec kwietnia płynie na Bałtyk, gdzie przez kilka miesięcy będzie pływała na tygodniowych rejsach ze Sztokholmu.
norwich1987 14 lutego 2018 13:06 Odpowiedz
Świetna relacja, jestem fanem Twoich "statkowych" opowieści!
smierz 14 lutego 2018 14:45 Odpowiedz
Gratuluję świetnej relacji, czytałam od deski do deski ! I dzięki za porady na priv.
alerejsy-pl 12 marca 2018 11:03 Odpowiedz
Panie Grzegorzu - świetna relacja:) Czekamy na kolejne. MiAD:)
bepi 23 kwietnia 2018 14:49 Odpowiedz
Witam, Panie Grzegorzu czy mogłabym prosić nazwę tego hoteliku na Gwadelupie który był w okolicy portu ? bedę robiła podobną trasę w tym roku i również potrzebuję noclegu zaraz po przylocie na Gwadelupe
greg2014 23 kwietnia 2018 16:36 Odpowiedz
"Panów" proponuję sobie darować:-)Obiekt w booking.com nazywa się "Homestay Nelly". Jest to mieszkanie, którego właścicielka wynajmuje pokoje (dwa) turystom. W czasie mojego pobytu właścicielka "wpadała" do mieszkania w ciągu dnia. Jak dla mnie (biorąc pod uwagę, że tylko tam nocowałem, oba dni w całości praktycznie spędziłem "w terenie") pokój był ok, łazience mówiąc uczciwie przydałby się jakiś remont. Na największy plus lokalizacja obok portu, duży taras i niezwykle pomocna właścicielka, która sprawnie wdrożyła mnie w gwadelupskie klimaty i pomogła w ogarnięciu się gdzie jak dostać. Na minus przede wszystkim łazienka. Cena w porównaniu do innych obiektów w tym czasie w Pointe-a-Pitre na airbnb i booking.com była konkurencyjna. Życzę udanego rejsu:-) Gdybyś miała pytania, pisz śmiało.
bepi 25 kwietnia 2018 10:46 Odpowiedz
Dzięki cudnie, rejs dopiero ruszam 9 grudnia ale już przygotowuje się do tej 2 tyg trasy po Karaibach z MSC Preziosa
juggler5 5 lipca 2019 12:01 Odpowiedz
Relacja super, zarażeni twoja relacją wczoraj kupiliśmy 7 dniowy rejs na Costa Favolosa star i meta PTP po drodze Day 1 Guadeloupe (Antilles) - 23:00Day 2 ...cruising... - - Day 3 La Romana (Dominican Republic) 08:00 - Day 4 La Romana (Dominican Republic) - 07:00Day 4 Catalina Island (Dominican Republic) 09:00 17:00Day 5 Tortola (British Virgin Islands) 10:00 20:00Day 6 St. Maarten (Antilles) 08:00 17:00Day 7 Martinique (Antilles) 09:00 20:00Day 8 Guadeloupe (Antilles) 08:00 - Start 18 stycznia :)
greg2014 5 lipca 2019 16:15 Odpowiedz
Trzymam zatem kciuki:-)Akurat w tej relacji nie ma nic o St. Maarten, La Romanie ani Catalinie - ale informacje o nich znajdziecie w mojej innej relacji z transatlantyku z Savony do Gwadelupy w listopadzie 2018.Z kolei informacje o Costa Favolosa znajdziecie w relacji po fiordach norweskich. W razie czego pytajcie :-)
neverstopexploring 25 października 2019 01:09 Odpowiedz
Czemu nie działają już zdjęcia?