Wspaniałe ujęcia na głównej drodze – jak widzicie wielkiego ruchu nie ma:
Najważniejszą atrakcją parku są okolice Jenny Lake, mnóstwo pieszych szlaków do wyboru
No i my zamierzamy obejść całe jezioro na kilkugodzinnym trekkingu.
Szlak nie jest wymagający
Po drodze mija nas starsza para, która sugeruje abyśmy odbili w boczny szlak do Moose Lake, widzieli tam łosie, idziemy więc.
Moose Lake:
I rzeczywiście przez jezioro przechodzi akurat dorodny łoś (a raczej klępa)
Po powrocie nad Jenny Lake szlak jest dość urozmaicony.
Niestety nad szczytami zbierają się chmury i słońce nam się chowa, będzie padać
Jesteśmy w połowie szlaku, jest możliwość powrotu łódką, która pływa z turystami przez jezioro. Zdążymy przed ulewą na szczęście
Skraca to nasz pobyt nad Jenny Lake ale kontynuujemy dalej objazd parku bez pieszych wycieczek
Park od południa zamyka miasteczko Jackson. Jeszcze 100 lat temu było typowym miasteczkiem pogranicza, o wyglądzie znanym nam doskonale z westernów. Ta traperska zabudowa pozostała i przejazd przez malutkie Jackson jest wzbudza nasz zachwyt – jest trochę tego westernowego klimatu.
Przyznam, ze po raz pierwszy widzę sklep monopolowy drive-thru ?
Jedziemy dalej w kierunku Idaho przełęczą Teton. Ta droga jest zamykana w zimowych miesiącach i wszędzie pełno ostrzeżeń o stromych podjazdach i zakrętach. Idaho wita nas tablicami o swoich własnych przepisach drogowych obowiązujących tylko tutaj – taka jest Ameryka ? Przejeżdżamy przez przepiękne zalesione wzgórza aby wyjechać w końcu na wielką równinę w drodze do Idaho Falls. Po horyzont gospodarstwa rolne z wielkimi instalacjami do nawadniania. Idaho Falls nie rzuca jakoś specjalnie na kolana więc pakujemy się wieczorem do motelu aby trochę odpocząć już bez zwiedzania. Kolejna degustacja lokalnych browarów…
Jutro jedziemy do północnego Utah
c.d.n.Nie zagrzewamy długo miejsca w Idaho Falls, na drugi dzień rano opuszczamy to miasto, kieruję się na południe. Czeka nas przejazd przez rezerwat Indian Szoszonów, zwany Fort Hall (Szoszoni - znowu nazwa z przeszłości książek Karola Maya i westernów).
Rezerwat został założony w 1868 roku i spędzono tam lokalnych Indian obiecując im oczywiście i wyżywienie i utrzymanie. Stało się to po masakrze Szoszonów w 1863 roku przez armię amerykańską. Podczas rzezi nad Bear River żołnierze zabili ponad 400 Indian (dorosłych, kobiet i dzieci) co doprowadziło do zaprzestania nękania przez nich białych osadników, oczywiście za zabieranie im ziemi i walki oraz łatwego zamknięcia reszty plemienia w rezerwacie. Rząd obiecał wsparcie i dostawy żywności z czego się naturalnie nie wywiązywał, Indianie masowo umierali z głodu, odcięci od swoich naturalnych miejsc polowań. Obcinano wielkość rezerwatu kilkakrotnie i po 1932 roku zezwolił wszystkim innym białym na osiedlanie się na jego terenie. Tak wyglądała smutna rzeczywistość tej części Stanów Zjednoczonych i powszechnego traktowania Indian Ameryce.
Szoszonów jest dzisiaj około 5,5 tysiąca z czego połowa żyje w tym rezerwacie. Ostatnio wywalczyli w sądzie część terenów rezerwatu na własność ale szału dobrobytu nie ma. Zabudowania są liche i zajęcia dla sporej części populacji nie ma. Najbogatsza grupa zarządza kasynami, które pozwolono i im tu prowadzić. Spora część żyje z rządowych programów dla Native Americans. Tereny rezerwatu jakoś specjalnie nie rzucają na kolana przyrodniczo ani krajobrazowo. W którymś momencie jedziemy wzdłuż Snake River rzeczywiście wijącej się jak wąż w tej okolicy.
Kolejną atrakcją po drodze jest Park Stanowy Indian Rocks. To przepiękna dolina, którą przecina autostrada. Widoczki nie może bardzo spektakularne ale jest przestrzeń – ta słynna amerykańska pustka, bez zabudowań po horyzont, preria, łąki i góry dookoła.
Przekraczam granicę stanową i zaraz zaczynają się małe miasteczka północnego Utah. Wymyśliłem sobie, że chcę zobaczyć Great Salt Lake, które rozciąga się na północny zachód od Salt Lake City. Trochę poczytałem i większość ludzi poleca wyspę Antylopy – Antelope Island, z której jest fajny widok na jezioro oraz na solniska i pobliskie góry. Ponieważ następnego dnia zaczyna się moja konferencja robimy przeskok z Salt Lake City do Sacramento samolotem. Lot jest późnym popołudniem więc jest czas na Antelope Island. Wjeżdża się na nią długą groblą. Wydaje się, że dookoła jest woda ale to solniska:
Wjazd do Antelope Island State Park jest płatny – 15USD od samochodu. Wyspa Antylopy jest w większości pustynna, na wschodzie posiada kawałek asfaltowej drogi
… która potem przechodzi w szutry.
Na wyspie żyje populacja bizonów, no znamy je z Yellowstone więc niespodzianki nie ma. Jest ich pełno w parku.
hiszpan napisał:Dojeżdżam do imho największej atrakcji Yellowstone – gorących źródeł Grand Prismatic Spring. Ich obraz jest wam doskonale znany, są sportretowane na niezliczonej liczbie okładek książek i przewodników (np. jedna z książek do geografii w naszym liceum itp.) Hyhy, kilka lat temu sprzedałem kilka swoich zdjęć do wydawnictwa, które publikowało je w książkach do geografii. Na pewno coś z Yellowstone i Monument Valley. Ciekawe czy jeszcze są publikowane, poszukaj mojego nazwiska jak masz ten podręcznik
;-)
Wspaniałe ujęcia na głównej drodze – jak widzicie wielkiego ruchu nie ma:
Najważniejszą atrakcją parku są okolice Jenny Lake, mnóstwo pieszych szlaków do wyboru
No i my zamierzamy obejść całe jezioro na kilkugodzinnym trekkingu.
Szlak nie jest wymagający
Po drodze mija nas starsza para, która sugeruje abyśmy odbili w boczny szlak do Moose Lake, widzieli tam łosie, idziemy więc.
Moose Lake:
I rzeczywiście przez jezioro przechodzi akurat dorodny łoś (a raczej klępa)
Po powrocie nad Jenny Lake szlak jest dość urozmaicony.
Niestety nad szczytami zbierają się chmury i słońce nam się chowa, będzie padać
Jesteśmy w połowie szlaku, jest możliwość powrotu łódką, która pływa z turystami przez jezioro. Zdążymy przed ulewą na szczęście
Skraca to nasz pobyt nad Jenny Lake ale kontynuujemy dalej objazd parku bez pieszych wycieczek
Park od południa zamyka miasteczko Jackson. Jeszcze 100 lat temu było typowym miasteczkiem pogranicza, o wyglądzie znanym nam doskonale z westernów. Ta traperska zabudowa pozostała i przejazd przez malutkie Jackson jest wzbudza nasz zachwyt – jest trochę tego westernowego klimatu.
Przyznam, ze po raz pierwszy widzę sklep monopolowy drive-thru ?
Jedziemy dalej w kierunku Idaho przełęczą Teton. Ta droga jest zamykana w zimowych miesiącach i wszędzie pełno ostrzeżeń o stromych podjazdach i zakrętach.
Idaho wita nas tablicami o swoich własnych przepisach drogowych obowiązujących tylko tutaj – taka jest Ameryka ? Przejeżdżamy przez przepiękne zalesione wzgórza aby wyjechać w końcu na wielką równinę w drodze do Idaho Falls. Po horyzont gospodarstwa rolne z wielkimi instalacjami do nawadniania.
Idaho Falls nie rzuca jakoś specjalnie na kolana więc pakujemy się wieczorem do motelu aby trochę odpocząć już bez zwiedzania. Kolejna degustacja lokalnych browarów…
Jutro jedziemy do północnego Utah
c.d.n.Nie zagrzewamy długo miejsca w Idaho Falls, na drugi dzień rano opuszczamy to miasto, kieruję się na południe. Czeka nas przejazd przez rezerwat Indian Szoszonów, zwany Fort Hall (Szoszoni - znowu nazwa z przeszłości książek Karola Maya i westernów).
Rezerwat został założony w 1868 roku i spędzono tam lokalnych Indian obiecując im oczywiście i wyżywienie i utrzymanie. Stało się to po masakrze Szoszonów w 1863 roku przez armię amerykańską. Podczas rzezi nad Bear River żołnierze zabili ponad 400 Indian (dorosłych, kobiet i dzieci) co doprowadziło do zaprzestania nękania przez nich białych osadników, oczywiście za zabieranie im ziemi i walki oraz łatwego zamknięcia reszty plemienia w rezerwacie. Rząd obiecał wsparcie i dostawy żywności z czego się naturalnie nie wywiązywał, Indianie masowo umierali z głodu, odcięci od swoich naturalnych miejsc polowań. Obcinano wielkość rezerwatu kilkakrotnie i po 1932 roku zezwolił wszystkim innym białym na osiedlanie się na jego terenie. Tak wyglądała smutna rzeczywistość tej części Stanów Zjednoczonych i powszechnego traktowania Indian Ameryce.
Szoszonów jest dzisiaj około 5,5 tysiąca z czego połowa żyje w tym rezerwacie. Ostatnio wywalczyli w sądzie część terenów rezerwatu na własność ale szału dobrobytu nie ma. Zabudowania są liche i zajęcia dla sporej części populacji nie ma. Najbogatsza grupa zarządza kasynami, które pozwolono i im tu prowadzić. Spora część żyje z rządowych programów dla Native Americans.
Tereny rezerwatu jakoś specjalnie nie rzucają na kolana przyrodniczo ani krajobrazowo. W którymś momencie jedziemy wzdłuż Snake River rzeczywiście wijącej się jak wąż w tej okolicy.
Kolejną atrakcją po drodze jest Park Stanowy Indian Rocks. To przepiękna dolina, którą przecina autostrada. Widoczki nie może bardzo spektakularne ale jest przestrzeń – ta słynna amerykańska pustka, bez zabudowań po horyzont, preria, łąki i góry dookoła.
Przekraczam granicę stanową i zaraz zaczynają się małe miasteczka północnego Utah. Wymyśliłem sobie, że chcę zobaczyć Great Salt Lake, które rozciąga się na północny zachód od Salt Lake City. Trochę poczytałem i większość ludzi poleca wyspę Antylopy – Antelope Island, z której jest fajny widok na jezioro oraz na solniska i pobliskie góry.
Ponieważ następnego dnia zaczyna się moja konferencja robimy przeskok z Salt Lake City do Sacramento samolotem. Lot jest późnym popołudniem więc jest czas na Antelope Island. Wjeżdża się na nią długą groblą. Wydaje się, że dookoła jest woda ale to solniska:
Wjazd do Antelope Island State Park jest płatny – 15USD od samochodu.
Wyspa Antylopy jest w większości pustynna, na wschodzie posiada kawałek asfaltowej drogi
… która potem przechodzi w szutry.
Na wyspie żyje populacja bizonów, no znamy je z Yellowstone więc niespodzianki nie ma. Jest ich pełno w parku.