Idziemy na dworzec. Nowe miasto w Bari nie jest juz tak ciekawe. Na ulicach prowadzących w stronę dworca dominują sklepy z ciuchami znanych marek. Ja większość pieniędzy i tak wydaję na podróże, więc nie zdecydowałem się zatrzymać w żadnym z nich. Do Polignano jedzie się krótko. W pociągu bylismy świadkami sytuacji, w której jeden z pasażerów wygonił z wagonu kilku czarnoskórych mężczyzn, mówiąć że raj już się dla nich skończył. Polignano jest małym i bardzo uroczym miasteczkiem. Takim, w którym niewiele się dzieje i gdzie dobrzy byłoby spędzić czas na emeryturze. Ja w każdym razie nie miałbym nic przeciwko, gdyby ktoś mnie tam ulokował na ostatnie lata mojego życia. Poszliśmy na kawę, lody, pospacerowaliśmy trochę i pojechaliśmy dalej, do Monopoli.
Monopoli jest większe od Polignano i nam bardziej się podobało. Może dlatego, że był zachód słońca i światło bawiło się z nami w chowanego, w wąskich uliczkach starego miasta. W miasteczku spędziliśmy 2 godziny, zdecydowanie za krótko. Wrócimy, choćby po to, by zobaczyć jak się prezentuje w pełnym słońcu. Zgłodnielismy. Najwyższy czas, by jechać do Lecce.
Do Lecce dojechaliśmy wieczorem, w sam raz na kolację. Kierowaliśmy się powoli w stronę hotelu Eos, w którym przyszło nam mieszkać. Restauracji szukaliśmy po drodze. I gdy już straciliśmy nadzieję, że cokolwiek znajdziemy, trafiliśmy do Capriccio Divino i był to bardzo dobry wybór. Świetne jedzenie, dobre domowe wino (6 euro za litr) sprawiły, że spędziliśmy tam następne kilka godzin. Najedzeni do granic możliwości poszliśmy spać. Rano zaczęliśmy zwiedzanie miasta. Mieliśmy do dyspozycji zaledwie kilka godzin. Jest to czas wystarczający, by się Lecce zachwycić - zbyt krótki jednak, by w pełni dostrzec wszystkie jego zakamarki. Chodzilismy w te i wewte nieśpiesznym krokiem i zachwycaliśmy się miejscowymi budynkami: Bazylika Santa Croce (fasada niestety w remoncie), Katedra, Amfiteatr rzymski. Lecce nie bez powodu nazywane jest Florencją południa. Włóczymy się też rzecz jasna po licznych uliczkach starego miasta, pijemy kawę w knajpkach, lub po prostu siadamy w słońcu, na jednej z ławek lub krawężników. Centrum miasta zdominowali przybysze z Afryki, sprzedający kije do selfie i inne przydatne rzeczy. To tu spotkaliśmy ich najwięcej. Turystów niewielu, czasem przemknie gdzieś w pobliżu włoska wycieczka szkolna. Powoli i ze smutkiem, kierujemy się w stonę dworca. To juz koniec naszej trzydniowej wycieczkii. Podczas krótkiego postoju w Bari, idziemy jeszcze na pożegnalną pizzę i makaron, by następnie autobusem nr 16 pojechać na lotnisko.
Tuż po powrocie, zaplanowałem nam majówkę. Mieliśmy siedzieć w domu, ale jedziemy do Włoch.
:D
Quote:w Italii jesteśmy co najmniej raz w roku i jest to mój ukochany europejski kraj - to już trzecia
;) Przepiękne zdjęcia - jak rozumiem to K. (na potrzeby czytania relacji dostała imię Kasia
8-) ) jest ich autorem?
Też wielki plus za zdjęcia
:) Bardzo, bardzo nastrojowe. Co do Bari i Apulii mam podobne odczucia-mimo wieloletnich podróży jakoś mi umykała. Aż wreszcie kupiłam bilety...i zachwyciłam się. Wszystkim: Matera to prawdziwa perła, można chodzić godzinami. I Alberobello, choć faktycznie trochę za mocno skomercjalizowane. I Altamura, Polignano, wreszcie samo stare Barii. I krajobrazy, choćby z okien pociągu do Matery. Teraz myślę o powtórnej wizycie
:)
@ewaolivka Też już myślę o ponownej wizycie w okolicy. Choćby z tego powodu, że nie mieliśmy czasu na Alberobello.
;)Kilka dni to zdecydowanie za mało.
@ewaolivka Jeśli chodzi o zdjęcia, musze Cię zmartwić. Jedziemy głównie do znajomych w Bolonii, gdzie ostatnio przez prawie dwa dni nie wychodziliśmy z kuchni. Piliśmy wino, przyglądaliśmy się powstawaniu różnych dań, by następnie zjeść je ze smakiem.
:D
Idziemy na dworzec. Nowe miasto w Bari nie jest juz tak ciekawe. Na ulicach prowadzących w stronę dworca dominują sklepy z ciuchami znanych marek. Ja większość pieniędzy i tak wydaję na podróże, więc nie zdecydowałem się zatrzymać w żadnym z nich. Do Polignano jedzie się krótko. W pociągu bylismy świadkami sytuacji, w której jeden z pasażerów wygonił z wagonu kilku czarnoskórych mężczyzn, mówiąć że raj już się dla nich skończył.
Polignano jest małym i bardzo uroczym miasteczkiem. Takim, w którym niewiele się dzieje i gdzie dobrzy byłoby spędzić czas na emeryturze. Ja w każdym razie nie miałbym nic przeciwko, gdyby ktoś mnie tam ulokował na ostatnie lata mojego życia. Poszliśmy na kawę, lody, pospacerowaliśmy trochę i pojechaliśmy dalej, do Monopoli.
Monopoli jest większe od Polignano i nam bardziej się podobało. Może dlatego, że był zachód słońca i światło bawiło się z nami w chowanego, w wąskich uliczkach starego miasta. W miasteczku spędziliśmy 2 godziny, zdecydowanie za krótko. Wrócimy, choćby po to, by zobaczyć jak się prezentuje w pełnym słońcu.
Zgłodnielismy. Najwyższy czas, by jechać do Lecce.
Do Lecce dojechaliśmy wieczorem, w sam raz na kolację. Kierowaliśmy się powoli w stronę hotelu Eos, w którym przyszło nam mieszkać. Restauracji szukaliśmy po drodze. I gdy już straciliśmy nadzieję, że cokolwiek znajdziemy, trafiliśmy do Capriccio Divino i był to bardzo dobry wybór. Świetne jedzenie, dobre domowe wino (6 euro za litr) sprawiły, że spędziliśmy tam następne kilka godzin. Najedzeni do granic możliwości poszliśmy spać.
Rano zaczęliśmy zwiedzanie miasta. Mieliśmy do dyspozycji zaledwie kilka godzin. Jest to czas wystarczający, by się Lecce zachwycić - zbyt krótki jednak, by w pełni dostrzec wszystkie jego zakamarki. Chodzilismy w te i wewte nieśpiesznym krokiem i zachwycaliśmy się miejscowymi budynkami: Bazylika Santa Croce (fasada niestety w remoncie), Katedra, Amfiteatr rzymski. Lecce nie bez powodu nazywane jest Florencją południa. Włóczymy się też rzecz jasna po licznych uliczkach starego miasta, pijemy kawę w knajpkach, lub po prostu siadamy w słońcu, na jednej z ławek lub krawężników. Centrum miasta zdominowali przybysze z Afryki, sprzedający kije do selfie i inne przydatne rzeczy. To tu spotkaliśmy ich najwięcej. Turystów niewielu, czasem przemknie gdzieś w pobliżu włoska wycieczka szkolna. Powoli i ze smutkiem, kierujemy się w stonę dworca. To juz koniec naszej trzydniowej wycieczkii. Podczas krótkiego postoju w Bari, idziemy jeszcze na pożegnalną pizzę i makaron, by następnie autobusem nr 16 pojechać na lotnisko.
Tuż po powrocie, zaplanowałem nam majówkę. Mieliśmy siedzieć w domu, ale jedziemy do Włoch. :D