Kolejnym oglądanym przez mnie wodospadem jest Trummelbach – jedyny podziemny wodospad lodowcowy na świecie dostępny za pomocą systemu wind. Jego łączna wysokość wynosi 140m. Zwiedzanie rozpoczyna się od wyjazdu windą na górę, a następnie podchodzi się do poszczególnych balkonów, z których roztacza się widok na spadającą między skałami z hukiem wodę.
Z Lauterbrunnen jest możliwość dotarcia do słynnej obrotowej restauracji Piz Gloria znajdującej się na szczycie Schilthorn. To właśnie tam były kręcone sceny do filmu z Jamesem Bondem “W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”.
Z Lauterbrunnej pojechałem do Grindelwald – wioski u podnóża słynnych trzech szczytów, o których wspominałem wcześniej. Wypogadza się na tyle, że fragmentarycznie obserwuję słynną północną ścianę Eigeru i okoliczne lodowce znajdujące się wysoko w górach. Grindelwald leży na wysokości ok 1034m n.p.m, a żeby dotrzeć do Meiringen – mojego następnego celu podróży, a zarazem miasteczka nieopodal którego w wodospadzie Reichenbach żywota dokonał jeden z najsłynniejszych detektywów Sherlock Holmes, dzieli mnie wysoka, prawie 2000 metrowa przełęcz. Zastanawiam się czy nie przejechać przez nią ale nadciągają chmury i zaczyna lekko kropić więc decyduję się zjechać ponownie do Interlaken, a następnie jechać wzdłuż jeziora. W mieście odbywają się chyba jakieś zawody parolotniarzy, którzy lądują na boisku, a w powietrzu wciąż unosi się ich znaczna ilość. Samo Interlaken jest opanowane przez tłumy turystów, głównie ze wschodniej Azji i krajów Arabskich. Tych drugich jest naprawdę mnóstwo, a co poniektórzy posprowadzali sobie samochody na tablicach z Kuwejtu czy ZEA.
Poza tym na jeziorze Brienz mają z kolei miejsce zawody hydroplanów, które przelatują co jakiś czas nad taflą jeziora, a następnie nań lądują.
W stronę Brienz jechałem ścieżką rowerową prowadzącą lokalną, w miarę pustą drogą wzdłuż jeziora, która następnie wznosi się trochę wyżej i prowadzi bardziej lasem.
Noc nieopodal była jedną z najzimniejszych do tej pory. Temperatura rano na zewnątrz wynosiła 8C. Pomimo tego pogoda zapowiada się idealnie. Bezchmurne błękitne niebo i już po pewnym czasie robi się ciepło. Jeszcze cieplej gdy ścieżka rowerowa prowadzi na kolejną przełęcz i pokonuję ponad 500m w pionie po czym dojeżdzam do głównej drogi i zjeżdżam w stronę jeziora Lungerner, na które wpierw rozpościera się piękny widok z góry.
W Lucernie jestem popołudniu, zatrzymuję się w pobliżu Mostu Młyńskiego (Spreuerbrücke) i Mostu Klasztornego (Kapellbrücke), chyba dwóch najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych mostów, głównie kojarzonych z Lucerną. Tłumy spacerowiczów przechadzają się wzdłuż brzegu Jeziora Czterech Kantonów po którym pływają łabędzie i statki wycieczkowe. Opuszczając Lucernę zostawiam Alpy za plecami. Pierwszy raz od dłuższego czasu Szwajcaria robi się delikatnie pofałdowana, można powiedzieć że wręcz płaska.
W Zurychu mam umówiony nocleg poprzez Couch Surfing u Dominika. Przyjeżdzam trochę zmęczony bo ostatnie 50km dzielące Lucernę od Zurychu przejeżdzam względnie jednym ciągiem.
Rano wracam do centrum aby zobaczyć trochę miasta ale szczerze mówiąc nie porywa mnie ono. Robię parę zdjęć i jadę dalej na północ. Na wylocie przejeżdzam tuż obok lotniska, gdy nagle tuż nad głową przelatuje mi startujący A380 Singapore Airlines. Z bliska ten kolos robi niesamowite wrażenie. Rheinfall – największy wodospad w Europie pod względem przepływu wody jest moim następnym celem. Nawet nie zauważam, że droga prowadząca w tamtym kierunku prowadzi w pewnym momencie na odciunku paru kilometrów przez Niemcy. Orientuję się dopiero po innych znakach ścieżek rowerowych.
Rheinfall oświetlony południowym słońcem wygląda naprawdę ładnie. Może nie jest jakiś szczególnie wysoki ale położony między dwoma zamkami, z których można go obserwować.
Popołudniu ostatecznie opuszczam Szwajcarię i kieruję się na Jezioro Bodeńskie oblegane przez wypoczywających turystów. Nie jest jednak tak tłoczno jak nad Jeziorem Como, a i zabudowa nie jest taka gęsta.
Z początku planowałem z nad jeziora udać się do zamku Disneya w Bawarii – Neuschwanstein ale wymagałoby to przyspieszenia żeby tam dotrzeć, a później szybkiego powrotu na południe. Dlatego mając w zapasie jeszcze niecałe dwa dni zwalniam tempo i przysiadam nad jeziorem żeby coś przegryźć i poczytać książkę. Jadąc już całkiem bez pośpiechu dojeżdzam do Liechtensteinu, gdzie mam zaplanowany kolejny nocleg na Couch Surfingu. Liechtenstein jest zarazem ostatnim miejscem, do którego docieram, bo nie można powiedzieć abym cokolwiek zwiedzał w tym malutkim kraju wciśniętym między Austrię i Szwajcarię. Dokładnie ostatniego dnia rano, po ostatnim posiłku skończyła mi się benzyna w kuchence. Można powiedzieć, że na styk, choć gdy siedząc popołudniu na ławce i czytając książkę chciałem sobie coś ugotować na mojej wszystko-spalającej kuchence użyłem ropy naftowej. Płomień z tego może i buchał konkretny ale dymu przy tym było co nie miara.
Z austriackiego Feldkirch położonego tuż przy granicy mam bilet na pociąg do Innsbrucku, a następnie do Wiednia. Cztery godziny w austriackiej stolicy spędzam leniwie, zważywszy że nie tak dawno tam byłem. Podjeżdzam na chwilę do Schonbrunn, gdzie robię kilka świeżych zdjeć od strony ogrodów i to samo powtarzam w Belwederze. Nocnym autobusem wracam do Polski. Cudem udaje mi się wraz z rowerem zmieścić do Polskiego Busa bo pomimo czwartku obłożenie wynosi 100%.
Trochę statystyk podsumowanie:
Poglądowa mapa:
Do Szwajcarii owijałem rower zwykłą folią i w ten sposób go nadałem. Ostatnio latałem z rowerem w torbie (bardzo wygodna opcja), a wracałem z rowerem w kartonie. Karton najbardziej zabezpieczy Ci rower ale musisz go dobrze rozłożyć i wraz z całym kartonem jakoś dostać się na lotnisko. Przede wszystkim zależy dokąd lecisz, ile przesiadek, jakimi liniami i którą opcję preferujesz. Postaram się coś doradzić
:)
Shavo napisał:
Ten pokrowiec jakoś chroni rower, można go potem łatwo schować do sakw?
Niespecjalnie ale do środka możesz włożyć bardzo dużo i nie męczysz się z kartonem. Później składasz go w kostkę i rzucasz na bagażnik. Waży ok 2kg więc coś za coś. Na ostatni wyjazd do pokrowca napakowałem sporo folii bąbelkowej i owinąłem nią wszystko. Dolecialo w całości. Niestety wracałem z kartonem bo pokrowiec zgubiłem..
:cry:
Bardzo ladne zdjecia, Szwajcaria zawsze wyglada super
:-) Przydalyby sie opisy pod zdjeciami, rozpoznaje duzo miejsc, bo naleza do moich lubionych celow wycieczek, ale nie znam wszystkich i chetnie bym je zwiedzila. Akurat za miesiac jade samochodem na standardowa przejazdzke po przeleczach i mam jeden dzien do zagospodarowania. Musze przy okazji zwiedzic Trummelbach, bo bylam tam tyle razy, ale nigdy nie zwiedzalam.
Gratuluję pięknej wyprawy, wrażeń i przede wszystkim zdjęć. Kiedyś również spędziłem tydzień z rowerem w Szwajcarii, ale objechałem tylko kawałek Gryzonii - pomiędzy St. Moritz, Chur, Davos oraz zaliczyłem dwie przełęcze - Julierpass i Albulapass.
Super wyprawa.Zawsze czytam z ciekawością relacje z wypraw na dwóch kółkach.Niestety nie ma ich za wiele na tym forum.Sam coś planuję w przyszłym roku.Jeśli można ,to odezwę się na PW z kilkoma pytaniami techniczno-organizacyjnymi.
Dzięki za pozytywny odzew wszystkim!@Aga_podrozniczka - brakuje mi tutaj opcji podpisywania zdjęć choć starałem się je umieszczać w odpowiednim miejscu by dotyczyły w znacznym sposób danego akapitu.@ZENNNEK - pytaj śmiało. Niebawem kolejny wyjazd rowerowy więc znów jestem na bieżąco w ogarnianiu co i jak i przygotowywaniu wszystkiego.Szwajcaria jest niesamowicie piękna, a chyba nie jest to zbyt popularny kierunek turystyczny.
Sam jechałeś całą trasę? Możesz napisać na jakim sprzęcie i co potrzebowałeś w bagażu ze sobą na taki wypad? Dałoby radę tylko w dwoma tylnymi sakwami + namiot?
Tak, sam. W przednich sakwach miałem ubranie na dzień, coś do spania i śpiwór. Z tyłu kuchenka, garnki, jedzenie, dętki i zapasowa opona. Myślę, że dasz radę spakować się do samego tyłu. Wszystko zależy dokąd I na jak długo.Teraz jedziemy na miesiąc i znajoma ma tylko tylne sakwy. Rower górski na oponach 1,7. Spora ilość działających idealnie przerzutek też się przydaje bo o ile na codzień z większości nie korzystam, o tyle na takim wyjeździe przerzutkami manewruje jak kierowca F1 biegami - co kilkanaście sekund:D Plus dobre hamulce, w końcu taką masę trudniej zatrzymać. Jaki rower masz taki będzie dobry. Znajomi na kolarzowkach Bałkany objezdzali. Ważne żeby Ci się na nim wygodnie jechało bo w takiej pozycji spędzasz wiele godzin każdego dnia.
Szwajcaria jest niebywale piękna i po takiej trasie z pewnością musisz się zgodzić :) Szkoda, że zdjęcia są rozmazane i w pomniejszonym formacie, no i ten znak wodny mnie gryzie :( mógłby być odrobinę subtelniejszy
Szwajcaria jest niebywale piękna i po takiej trasie z pewnością musisz się zgodzić
:) Szkoda, że zdjęcia są rozmazane i w pomniejszonym formacie, no i ten znak wodny mnie gryzie
:( mógłby być odrobinę subtelniejszy
Świetna wyprawa, widoki i wrażenia ! Też byłam w Szwajcarii z rowerem, nad jeziorem Lugano. To piękny i czysty kraj. Jeśli lubisz rowerowe wypady, to zapraszam na mojego bloga na f4f. Dorzucę wycieczki rowerowe z Austrii i Krety.
Super zdjęcia, takie niebanalne. Dobrze, że masz bardzo dużo takich nietypowych zdjęć, których próżno szukać w różnych atlasach. A tak poza tym, to Szwajcaria jest pięknym krajem. Gratuluję wycieczki
:)
Super wyprawa Mam nadzieję że jeszcze istnieje Jeżeli tak powiedz proszę jak przewozić rower w samolocie Również chciałbym się wybrać na taką wyprawę ale nieco przeraża mnie oddania mojego roweru rzucaczomWysłane z mojego SM-A500FU przy użyciu Tapatalka
Do Szwajcarii owijałem rower zwykłą folią i w ten sposób go nadałem. Ostatnio latałem z rowerem w torbie (bardzo wygodna opcja), a wracałem z rowerem w kartonie. Karton najbardziej zabezpieczy Ci rower ale musisz go dobrze rozłożyć i wraz z całym kartonem jakoś dostać się na lotnisko. Przede wszystkim zależy dokąd lecisz, ile przesiadek, jakimi liniami i którą opcję preferujesz. Postaram się coś doradzić
:)
Hej,Sorry wielkie, że tak odpowiadam po latach w wątku który sam rozpocząłem, ale zapomniałem hasła do konta, a mam podpięty stary mail - myślałem szczerze o Szkocji (jakie lotnisko dokładnie to jeszcze nie wiem) bez przesiadek lot W6 lub FR.Ten pokrowiec jakoś chroni rower, można go potem łatwo schować do sakw?
Swietne zdjecia, gratuluje, na poczatku rozpoznalem 2 miejscowosci wloskie z tymi mostami: Pigra i Sondrio.
;) Chcialbym doadac, ze ten niedzwiadek na zdjeciu to prezent od Miedwiediewa dla miasta Berna.
:)
Shavo napisał:Ten pokrowiec jakoś chroni rower, można go potem łatwo schować do sakw?Niespecjalnie ale do środka możesz włożyć bardzo dużo i nie męczysz się z kartonem. Później składasz go w kostkę i rzucasz na bagażnik. Waży ok 2kg więc coś za coś. Na ostatni wyjazd do pokrowca napakowałem sporo folii bąbelkowej i owinąłem nią wszystko. Dolecialo w całości. Niestety wracałem z kartonem bo pokrowiec zgubiłem..
:cry:
Szwajcaria tylko oficjalnie nie ma stolicy, ale praktycznie tak, gdyz Berno to Bundesstadt i siedziba rzadu.Berno praktycznie spelnia wszystkie funkcje stolicy Szwajcarii. 28. November 1848 Rada krajowa Szwajcarii nie mogla sie zgodzic, ktore miasto ma zostac stolica i ustalono Berno, a tylko sama nazwe stolica (Hauptstadt) zastapiono nazwa Bundesstadt, aby pojsc na kompromis.
;) Interesujace, co podaje polskie WIKI:Code:Berno (niem. Bern, fr. Berne, wł. Berna, rm. Berna) – de facto stolica oraz czwarte co do wielkości i ludności miasto Szwajcarii, siedziba rządu (niem. Bundesstadt) i stolica kantonu Berno. https://pl.wikipedia.org/wiki/Berno
WitamNa stronie: www.horyzont-sopot.pl z zakładce Relacje z podróżyzamieszczona jest moja relacja z dwutygodniowej objazdówki samochodem po Szwajcarii. Gdyby kogoś zainteresowała, to zapraszam. Pozdrawiam
:)
Kolejnym oglądanym przez mnie wodospadem jest Trummelbach – jedyny podziemny wodospad lodowcowy na świecie dostępny za pomocą systemu wind. Jego łączna wysokość wynosi 140m. Zwiedzanie rozpoczyna się od wyjazdu windą na górę, a następnie podchodzi się do poszczególnych balkonów, z których roztacza się widok na spadającą między skałami z hukiem wodę.
Z Lauterbrunnen jest możliwość dotarcia do słynnej obrotowej restauracji Piz Gloria znajdującej się na szczycie Schilthorn. To właśnie tam były kręcone sceny do filmu z Jamesem Bondem “W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”.
Z Lauterbrunnej pojechałem do Grindelwald – wioski u podnóża słynnych trzech szczytów, o których wspominałem wcześniej. Wypogadza się na tyle, że fragmentarycznie obserwuję słynną północną ścianę Eigeru i okoliczne lodowce znajdujące się wysoko w górach. Grindelwald leży na wysokości ok 1034m n.p.m, a żeby dotrzeć do Meiringen – mojego następnego celu podróży, a zarazem miasteczka nieopodal którego w wodospadzie Reichenbach żywota dokonał jeden z najsłynniejszych detektywów Sherlock Holmes, dzieli mnie wysoka, prawie 2000 metrowa przełęcz. Zastanawiam się czy nie przejechać przez nią ale nadciągają chmury i zaczyna lekko kropić więc decyduję się zjechać ponownie do Interlaken, a następnie jechać wzdłuż jeziora. W mieście odbywają się chyba jakieś zawody parolotniarzy, którzy lądują na boisku, a w powietrzu wciąż unosi się ich znaczna ilość. Samo Interlaken jest opanowane przez tłumy turystów, głównie ze wschodniej Azji i krajów Arabskich. Tych drugich jest naprawdę mnóstwo, a co poniektórzy posprowadzali sobie samochody na tablicach z Kuwejtu czy ZEA.
Poza tym na jeziorze Brienz mają z kolei miejsce zawody hydroplanów, które przelatują co jakiś czas nad taflą jeziora, a następnie nań lądują.
W stronę Brienz jechałem ścieżką rowerową prowadzącą lokalną, w miarę pustą drogą wzdłuż jeziora, która następnie wznosi się trochę wyżej i prowadzi bardziej lasem.
Noc nieopodal była jedną z najzimniejszych do tej pory. Temperatura rano na zewnątrz wynosiła 8C. Pomimo tego pogoda zapowiada się idealnie. Bezchmurne błękitne niebo i już po pewnym czasie robi się ciepło. Jeszcze cieplej gdy ścieżka rowerowa prowadzi na kolejną przełęcz i pokonuję ponad 500m w pionie po czym dojeżdzam do głównej drogi i zjeżdżam w stronę jeziora Lungerner, na które wpierw rozpościera się piękny widok z góry.
W Lucernie jestem popołudniu, zatrzymuję się w pobliżu Mostu Młyńskiego (Spreuerbrücke) i Mostu Klasztornego (Kapellbrücke), chyba dwóch najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych mostów, głównie kojarzonych z Lucerną. Tłumy spacerowiczów przechadzają się wzdłuż brzegu Jeziora Czterech Kantonów po którym pływają łabędzie i statki wycieczkowe. Opuszczając Lucernę zostawiam Alpy za plecami. Pierwszy raz od dłuższego czasu Szwajcaria robi się delikatnie pofałdowana, można powiedzieć że wręcz płaska.
W Zurychu mam umówiony nocleg poprzez Couch Surfing u Dominika. Przyjeżdzam trochę zmęczony bo ostatnie 50km dzielące Lucernę od Zurychu przejeżdzam względnie jednym ciągiem.
Rano wracam do centrum aby zobaczyć trochę miasta ale szczerze mówiąc nie porywa mnie ono. Robię parę zdjęć i jadę dalej na północ. Na wylocie przejeżdzam tuż obok lotniska, gdy nagle tuż nad głową przelatuje mi startujący A380 Singapore Airlines. Z bliska ten kolos robi niesamowite wrażenie. Rheinfall – największy wodospad w Europie pod względem przepływu wody jest moim następnym celem. Nawet nie zauważam, że droga prowadząca w tamtym kierunku prowadzi w pewnym momencie na odciunku paru kilometrów przez Niemcy. Orientuję się dopiero po innych znakach ścieżek rowerowych.
Rheinfall oświetlony południowym słońcem wygląda naprawdę ładnie. Może nie jest jakiś szczególnie wysoki ale położony między dwoma zamkami, z których można go obserwować.
Popołudniu ostatecznie opuszczam Szwajcarię i kieruję się na Jezioro Bodeńskie oblegane przez wypoczywających turystów. Nie jest jednak tak tłoczno jak nad Jeziorem Como, a i zabudowa nie jest taka gęsta.
Z początku planowałem z nad jeziora udać się do zamku Disneya w Bawarii – Neuschwanstein ale wymagałoby to przyspieszenia żeby tam dotrzeć, a później szybkiego powrotu na południe. Dlatego mając w zapasie jeszcze niecałe dwa dni zwalniam tempo i przysiadam nad jeziorem żeby coś przegryźć i poczytać książkę. Jadąc już całkiem bez pośpiechu dojeżdzam do Liechtensteinu, gdzie mam zaplanowany kolejny nocleg na Couch Surfingu. Liechtenstein jest zarazem ostatnim miejscem, do którego docieram, bo nie można powiedzieć abym cokolwiek zwiedzał w tym malutkim kraju wciśniętym między Austrię i Szwajcarię. Dokładnie ostatniego dnia rano, po ostatnim posiłku skończyła mi się benzyna w kuchence. Można powiedzieć, że na styk, choć gdy siedząc popołudniu na ławce i czytając książkę chciałem sobie coś ugotować na mojej wszystko-spalającej kuchence użyłem ropy naftowej. Płomień z tego może i buchał konkretny ale dymu przy tym było co nie miara.
Z austriackiego Feldkirch położonego tuż przy granicy mam bilet na pociąg do Innsbrucku, a następnie do Wiednia. Cztery godziny w austriackiej stolicy spędzam leniwie, zważywszy że nie tak dawno tam byłem. Podjeżdzam na chwilę do Schonbrunn, gdzie robię kilka świeżych zdjeć od strony ogrodów i to samo powtarzam w Belwederze. Nocnym autobusem wracam do Polski. Cudem udaje mi się wraz z rowerem zmieścić do Polskiego Busa bo pomimo czwartku obłożenie wynosi 100%.
Trochę statystyk podsumowanie:
Poglądowa mapa:
Niespecjalnie ale do środka możesz włożyć bardzo dużo i nie męczysz się z kartonem. Później składasz go w kostkę i rzucasz na bagażnik. Waży ok 2kg więc coś za coś. Na ostatni wyjazd do pokrowca napakowałem sporo folii bąbelkowej i owinąłem nią wszystko. Dolecialo w całości. Niestety wracałem z kartonem bo pokrowiec zgubiłem.. :cry: