Na jutro zapowiadane są śnieżyce, dni krótkie, gwiazdka się zbliża. Mówiąc krótko nadchodzi zima. Z zimą nieodmiennie kojarzą mi się dwa miejsca które odwiedziłem podczas swoich podróży. O jednym z nich chciałbym wam krótko napisać. O kraju którego mieszkańcy (wyglądający jak wielcy, brodaci drwale) cieszą się z zimy jak dzieci – wychodzą z dziećmi w wózkach jeździć na łyżwach po zamarzniętych kanałach przy -30 stopniach, gdzie każde szanujące się miasto ma swój festiwal zimowy (koniecznie z konkursem rzeźbienia w lodzie), gdzie ludzie na spacer z psem po mieście zakładają narty biegowe. Będzie mowa o Kanadzie
:)
Część 1 - Wstęp
Do Kanady polecieliśmy, oczywiście z promocji fly4free
;) , na przełomie stycznia i lutego 2013r. Lot na trasie Bruksela-Montreal i Nowy Jork-Bruksela-Monachium kosztował nas 266 euro od osoby. Pretekstem tym razem nie był tani lot, a brat mieszkający od niedawna w Montrealu – Ameryka Północna nie jest tanim kontynentem, do tej pory unikaliśmy tej destynacji, ale skoro choć częściowo odpadną koszty noclegów.. trzeba jechać:) Do tego tanie doloty do CRL (ostatni odcinek lotu powrotnego mieliśmy zamiar ominąć), megabus na trasie Montreal-Torronto-Nowy Jork, uzyskanie promesy wizowej w ambasadzie USA i dokładny reaserch co nas w zimę tam czeka – można jechać!
Nie będę Was zanudzał zanadto szczegółami samej podróży do Kanady. Grunt że nie polecam nocować na CRL w zimie – bardzo ciągnie od drzwi, w śpiworze z komfortem cieplnym do 8 stopni było po prostu zimno. Szybki transfer z rana wyszedł nieco inaczej niż zamierzaliśmy – chcieliśmy przejść na piechotę do przystanku autobusu miejskiego jadącego z Charleroi do Brukseli, nie jadąc do samego Charleroi – wg google maps przystanek był blisko i powinno to być całkiem wykonalne, skończyło się na autostopie i autobusie miejskim już z samej Brukseli
;) Po drugie na lotnisku BRU czekała nas bardzo niemiły incydent z pracownicą lotniska – w kolejce do odprawy do wszystkich pasażerów podchodziła pani z ochrony – zadawała 2-3 pytania (skąd, dokąd, na ile) i życzyła miłej podróży. Gdy usłyszała że jesteśmy z Polski się zaczęło – a jak dotarliśmy do Belgii, czy możemy udowodnić to w jakiś sposób, a kim jesteśmy z zawodu, a czy mamy środki na utrzymanie się, a czy mamy zamiar zostać w Belgii itd itp – czuliśmy się jakbyśmy przepłynęli wpław z Afryki na Sycylię i zostali przyłapani przez granicznika, nie jak mieszkańcy UE – pytania były jawnie obraźliwe, czuliśmy się jak europejscy obywatele trzeciej kategorii. Gdy poprosiłem o podanie imienia i nazwiska, pani szybko zasłoniła identyfikator, gdy mimo to nalegałem powiedziała że to zwykłe rutynowe pytania i uciekła.. przykre. Skargę mailowo na skrzynkę lotniska wysłałem, odpowiedzi żadnej nie dostałem do dziś.
Już w samej Kanadzie było za to humorystycznie – celnik widząc polski paszport zadał nam pytanie "Do you have any food, for example KIEŁBASA?"
:D Po czym wyjaśnił że mają spory problem z przewozem produktów biologicznych przez naszych rodaków
;) Miny za to nam zrzedły po wyjściu z lotniska w Montrealu na zewnątrz – powitał nas śnieg, wiatr i -28,5 stopni Celsjusza.. Po raz pierwszy pojawiło się pytanie które miało wracać do nas podczas tej wycieczki wielokrotnie – czy to aby był najlepszy pomysł lecieć do Kanady w zimę??
(uwaga techniczna – relacja mimo że z podróży minionej będzie w częściach – całość ciężko by było spisać)Część 2 - Montreal
Nasze zwiedzanie Kanady było uwarunkowane 3 czynnikami – datami zimowych festiwali w poszczególnych miastach, obecnością bazy wypadowej w Montrealu i koniecznością zakończenia wycieczki w Toronto z którego jechaliśmy dalej do Nowego Jorku. Dlatego też porzucę chronologiczny porządek opisywania zwiedzonych miejsc, który mógłby wydać się dość chaotyczny, pogrupuję je zaś geograficznie. Zacznijmy więc od Montrealu.
Montrealu, w którym spędziliśmy większość naszego pobytu, mieście zwanym Paryżem północy. Czy słusznie? Trudno to ocenić w zimie;) Architektura, nawet najciekawsza, w tamtejszej temperaturze nie zachęca do zwiedzania. Trzeba jednak zacisnąć zęby i zobaczyć punkty obowiązkowe. Stary Montreal Biosferę Gay Village, podobno największą w ameryce północnej.
Zdecydowanie woleliśmy oglądać wnętrza budynków
;) Szczególnie do gustu przypadła nam katedra Notre Dame. Podziemne miasto, podobno największy na świecie tego typu kompleks (łatwo się zgubić, ale spodziewaliśmy się większych wrażeń) Czy w końcu Biodome (wystawa 4 różnych ekosystemów)
Na pewno jednak w pamięci najbardziej zapadły nam zimowe ewenementy (przy temperaturach oscylujących między -14 a -29,5), którymi staraliśmy się cieszyć wraz z mieszkańcami Montrealu, takie jak: Uprawianie joggingu w zimie (tu spasowaliśmy;) Jazda na łyżwach po sadzawkach w parkach utrzymanych lepiej niż nasze kryte lodowiska (cały czas jeździł traktor polerujący lód) – sprawdziliśmy empirycznie:) Wędkowanie z altanek do łowienia ryb w przeręblach (tu niestety również nie dało rady doświadczyć). Spacery w parkach na nartach biegowych – tym razem również postanowiliśmy pójść za przykładem kanadyjczyków – to był błąd;) park Mont Royal nie jest najlepszym miejscem do nauki tej dyscypliny, a zwłaszcza w takich temperaturach – byliśmy jednak twardzi. Trud wynagrodziła nam panorama miasta z widokiem na downtown.
Musieliśmy również wybrać się na pierwszy z zimowych festiwali - Fête des neiges. Przy tak niekorzystnej aurze park był pełen rodzin, czasem z bardzo małymi dziećmi – śpiewy, tańce, zjeżdżanie, zabawa w budowlach z lodu – radości dla maluchów nie było końca. My czuliśmy się trochę nie na miejscu, ale bardzo pozytywnie. Jeszcze nie wiedzieliśmy że w innych miastach będzie tylko lepiej
:) Część 3 – Quebec city i góry Laurentian
Mieszkając w Montrealu trudno by było nie odwiedzić innych atrakcji prowincji Quebec. Szczególnie że w mieście Quebec miał się właśnie rozpocząć największy z kanadyjskich festiwali zimowych! Powodów do odwiedzenia Quebec city jest dużo. Po pierwsze przepiękna starówka
z monumentalnym hotelem Chateau Frontenac
Po drugie widowiskowy wodospad Montmorency, jak lubią się chwalić mieszkańcy – o 30m wyższy od Niagary
No i sam festiwal. Takiej zimowej zabawy nie widzieliśmy nigdy. Gigantyczne zjeżdżalnie z śniegu zjeżdżalnie z lodu kilku i kilkunastometrowe rzeźby z śniegu sauny i jacuzzi dla nie bojących się -18 stopni na dworze pokazy orkiestry czy wreszcie możliwość jazdy psimi zaprzęgami
:)
Innym miejscem które chcieliśmy bardzo odwiedzić był park narodowy gór Laurentian. Znane są one najbardziej z oszałamiających barwami drzew jesiennych krajobrazów, ale o każdej porze roku mają coś do zaoferowania. My postanowiliśmy wypróbować kanadyjskie stoki w kompleksie Mt Tremblant. Jest to całe alpejskie miasteczko, rozłożone na stoku, z publiczną darmową kolejką czy przejazdami w fasadach budynków dla narciarzy.
Po co tam jechać? 95 tras narciarskich na 4 stokach o łącznej długości 78,9km (najdłuższa pojedyncza 6km długości), przy maksymalnej różnicy wysokości 645m, z nachyleniem do 42 stopni. Jest to najlepszy kompleks narciarski w tej części ameryki północnej. Nie jest tani (o kosztach napiszę w podsumowaniu), ale raz się żyje
:) Krajobrazy nie są alpejskie (trudno się dziwić przy wysokości szczytu 875m) ale mają w sobie coś wyjątkowego – jeziora i strumienie pośród wzgórz po horyzont.
Oczywiście narciarstwo zjazdowe nie jest jedyną dostępną formą aktywnego wypoczynku w obrębie parku narodowego. Istnieje wiele wytyczonych tras dla narciarstwa biegowego a także dla.. rakiet śnieżnych. Jako że naszym celem było wypróbowanie wszelkich możliwych zimowych rozrywek postanowiliśmy wypróbować też i ten rodzaj sportu.
Niestety, z powodów czasowych mieliśmy na to tylko jeden dzień, a tego dnia nadeszła niespodziewana odwilż, non stop padał deszcz (czasem ze śniegiem) i były mgły. Idealne warunki na rakiety śnieżne
;) Jesteśmy twardzi, na cel wędrówki obieramy wodospad Chute-aux-Rats – w sumie 20km w dwie strony. Krótko – to był horror, a samego wodospadu prawie nie było widać.
Wspomnienia jednak pozostały, kiedyś chciałbym wrócić do tego sportu w bardziej sprzyjających warunkach
;)
CDNCzęść 4 – Ottawa, Toronto i Niagara – czyli Ontario
Jako że Quebec zwiedziliśmy na tyle na ile starczyło nam w zimie sił, czas było ruszyć dalej, w geograficznie cieplejsze rejony. Zmieniając język i kierując się powoli w stronę Nowego Yorku trafiliśmy do Ontario. Będąc w tej prowincji musieliśmy odwiedzić Kanadyjską stolicę – Ottawę. Docelowo chcieliśmy trafić tam, a jakże, na zimowy festiwal, ale ze względów czasowych musiały nam starczyć inne miejskie atrakcje. Niewątpliwie jest to nie tylko administracyjna stolica Kanady, ale i kulturowa. Nawet takich muzealnych sceptyków jak nas skłoniła do zajrzenia do kilku miejsc. Zaczęliśmy jednak od katedry, niespodzianka, Notre Dame, która z zewnątrz niepozorna posiada piękny wystrój Naprzeciwko usytuowane jest National Gallery. Miłośnikiem sztuk pięknych nie jestem, ale darmowy wstęp w czwartek po 17 i bardzo ciekawa bryła budynku zachęciły nas do wejścia do środka Kolejnym punktem wycieczki było chyba najbardziej znane Canadian Museum of Civilization (wstęp również darmowy w czwartek, tym razem po 16).A w środku czekała nas czasowa wystawa o voodoo jak i bardziej znany punkt – Canada Hall – gdzie przechadzając się po skansenie zmieniamy epoki i przyglądamy się historii Kanady Uff, starczy tej kultury. Trzeba porobić coś zimowego
:) Czemu by nie zacząć od spaceru po wzgórzu parlamentu? Okazuje się że w Kanadzie również można spotkać ciekawe osoby protestujące przed siedzibami władz
;) Niestety jak już pisałem wyżej nie udało nam się odwiedzić festiwalu podczas trwania większości atrakcji (wybraliśmy festiwal w Quebec, wydaje się że słusznie:) ale nieco instalacji na nas czekało łącznie z przepięknymi rzeźbami z lodu Jeśli czytelniku wiesz coś o Ottawie, to jesteś z pewnością świadom że główną atrakcję zostawiliśmy sobie na koniec - i tak, jest to najdłuższe lodowisko na świecie
:D Mowa oczywiście o Rideau canal, które w zimie zmienia się w lodowisko o długości 7,8km. I mimo że kiedy tam byliśmy oficjalnie ze względów na odwilż, która przeszła przed kilkoma dniami, było zamknięte, nikogo to nie zrażało. Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie takie obrazki w Polsce? Mieliśmy ambitny plan przejechać całe 15,6km w dwie strony, skończyło się na skromnych 8km – choć było dość ciepło czyli -8 stopni, silny wiatr skutecznie nas zniechęcił
;)
Kolejnym punktem naszej wycieczki było Toronto. Zaczęliśmy nietypowo, mając dość zgiełku miejskiego, od spaceru nad Scarborough Bluffs – piękne klify rozciągające się na obrzeżach miasta wzdłuż jeziora Ontario to jest to!
Świetna relacja i piękne zdjęcia (czym robione?).Jeśli chodzi o koszty to naprawdę nie wyszły one tak wielkie proporcjonalnie do ilości czasu/odwiedzonych miejsc i atrakcji
;-) Ja byłam w Toronto w styczniu zeszłego roku ale na szczęście było znacznie cieplej (+/- 0st. C, niezamarznięta Niagara itp.) a i tak wszyscy śmiali się ze mnie że przyjeżdżam zwiedzać Kanadę zimą
:-)Dla Was pełen szacunek i jeszcze raz dzięki za relację!
Hey.Fajna relacja i swietne zdjecia mimo ze wykonane na takim mrozie.
:shock: Mam pytanko dotyczace Kanady. Wybieram sie tam za 8 tygodni, nie na dlugo, bo zaledwie 12 dni, wiec musze wybrac pomiedzy Ottawa a Quebec City. Ktore bardziej warto odwiedzic jezeli chodzi o architekture, atmosfere, parki i puby etc.? Ktore robi wieksze wrazenie? Zatrzymuje sie glownie w Montrealu wiec zasadniczo odleglosc do miast nie gra roli. Dzieki
Hmm, ciężkie pytanie. Dla nas numer jeden był festiwal zimowy w QC, najlepszy jaki tam widzieliśmy, dlatego lepsze wspomnienia mamy z tego miasta. Wodospad też robił wrażenie, a starówka była chyba najładniejsza z odwiedzonych miast (aczkolwiek jest kompaktowa - za dużo tam rzeczy do zrobienia chyba nie ma). W Ottawie natomiast na pewno więcej jest rzeczy do zrobienia, jest to zdecydowanie kulturalna stolica tamtego regionu, a i architektury ciekawej też tam trochę jest - plus jeśli jedziesz tam za 2 miesiące to może już rejs po tysiącu wysp będziesz mógł odbyć (jest to niewiele dalej). Wszystko zależy co Cię interesuje. Odwiedź i Ottawę i QC
:P
Ja akurat teraz marznę w Kanadzie. Jeśli chodzi o rejsy ,,1000 wysp,, to polecam początek w małej miejscowości Gananoque. To tylko mały kawałek od autostrady 401, niedaleko Kingston.Mam nadzieję,że niedługo stopnieją lody,bo teraz rzeka Św. Wawrzyńca kompletnie zamarznięta.Muzeum sztuki w Ottawie bardzo polecam. Spore zbiory m.in. impresjonistów.
Washington, mocno odświeżam temat, ale powiedz proszę, jak wspominasz podróż Megabusem z Toronto do NY? I jak wyglądała sytuacja z przekroczeniem granicy oraz kontrolą wizową?
Z tego co pamietam to podroz bezproblemowa, malo ludzi i dosc komfortowo. Natomiast kontrole graniczna zapamietalem dobrze bo byla super szybka i wygodna - przejscie maks kilkanascie minut nam zajelo (w porownaniu do prawie 3h ostatnio na przylocie do LAX)Wysłane z mojego JY-G4S przy użyciu Tapatalka
Mam nadzieje, że nic się nie zmieniło przez te 3 lata, zarówno w kwestii komfortu jazdy, jak i pokonania granicy
:) Może warto będzie się przemęczyć te 12h w drodze. Dziękuje za odpowiedź.
Część 1 - Wstęp
Do Kanady polecieliśmy, oczywiście z promocji fly4free ;) , na przełomie stycznia i lutego 2013r. Lot na trasie Bruksela-Montreal i Nowy Jork-Bruksela-Monachium kosztował nas 266 euro od osoby. Pretekstem tym razem nie był tani lot, a brat mieszkający od niedawna w Montrealu – Ameryka Północna nie jest tanim kontynentem, do tej pory unikaliśmy tej destynacji, ale skoro choć częściowo odpadną koszty noclegów.. trzeba jechać:) Do tego tanie doloty do CRL (ostatni odcinek lotu powrotnego mieliśmy zamiar ominąć), megabus na trasie Montreal-Torronto-Nowy Jork, uzyskanie promesy wizowej w ambasadzie USA i dokładny reaserch co nas w zimę tam czeka – można jechać!
Nie będę Was zanudzał zanadto szczegółami samej podróży do Kanady. Grunt że nie polecam nocować na CRL w zimie – bardzo ciągnie od drzwi, w śpiworze z komfortem cieplnym do 8 stopni było po prostu zimno. Szybki transfer z rana wyszedł nieco inaczej niż zamierzaliśmy – chcieliśmy przejść na piechotę do przystanku autobusu miejskiego jadącego z Charleroi do Brukseli, nie jadąc do samego Charleroi – wg google maps przystanek był blisko i powinno to być całkiem wykonalne, skończyło się na autostopie i autobusie miejskim już z samej Brukseli ;) Po drugie na lotnisku BRU czekała nas bardzo niemiły incydent z pracownicą lotniska – w kolejce do odprawy do wszystkich pasażerów podchodziła pani z ochrony – zadawała 2-3 pytania (skąd, dokąd, na ile) i życzyła miłej podróży. Gdy usłyszała że jesteśmy z Polski się zaczęło – a jak dotarliśmy do Belgii, czy możemy udowodnić to w jakiś sposób, a kim jesteśmy z zawodu, a czy mamy środki na utrzymanie się, a czy mamy zamiar zostać w Belgii itd itp – czuliśmy się jakbyśmy przepłynęli wpław z Afryki na Sycylię i zostali przyłapani przez granicznika, nie jak mieszkańcy UE – pytania były jawnie obraźliwe, czuliśmy się jak europejscy obywatele trzeciej kategorii. Gdy poprosiłem o podanie imienia i nazwiska, pani szybko zasłoniła identyfikator, gdy mimo to nalegałem powiedziała że to zwykłe rutynowe pytania i uciekła.. przykre. Skargę mailowo na skrzynkę lotniska wysłałem, odpowiedzi żadnej nie dostałem do dziś.
Już w samej Kanadzie było za to humorystycznie – celnik widząc polski paszport zadał nam pytanie "Do you have any food, for example KIEŁBASA?" :D Po czym wyjaśnił że mają spory problem z przewozem produktów biologicznych przez naszych rodaków ;) Miny za to nam zrzedły po wyjściu z lotniska w Montrealu na zewnątrz – powitał nas śnieg, wiatr i -28,5 stopni Celsjusza.. Po raz pierwszy pojawiło się pytanie które miało wracać do nas podczas tej wycieczki wielokrotnie – czy to aby był najlepszy pomysł lecieć do Kanady w zimę??
(uwaga techniczna – relacja mimo że z podróży minionej będzie w częściach – całość ciężko by było spisać)Część 2 - Montreal
Nasze zwiedzanie Kanady było uwarunkowane 3 czynnikami – datami zimowych festiwali w poszczególnych miastach, obecnością bazy wypadowej w Montrealu i koniecznością zakończenia wycieczki w Toronto z którego jechaliśmy dalej do Nowego Jorku. Dlatego też porzucę chronologiczny porządek opisywania zwiedzonych miejsc, który mógłby wydać się dość chaotyczny, pogrupuję je zaś geograficznie. Zacznijmy więc od Montrealu.
Montrealu, w którym spędziliśmy większość naszego pobytu, mieście zwanym Paryżem północy. Czy słusznie? Trudno to ocenić w zimie;) Architektura, nawet najciekawsza, w tamtejszej temperaturze nie zachęca do zwiedzania. Trzeba jednak zacisnąć zęby i zobaczyć punkty obowiązkowe.
Stary Montreal
Biosferę
Gay Village, podobno największą w ameryce północnej.
Zdecydowanie woleliśmy oglądać wnętrza budynków ;)
Szczególnie do gustu przypadła nam katedra Notre Dame.
Podziemne miasto, podobno największy na świecie tego typu kompleks (łatwo się zgubić, ale spodziewaliśmy się większych wrażeń)
Czy w końcu Biodome (wystawa 4 różnych ekosystemów)
Na pewno jednak w pamięci najbardziej zapadły nam zimowe ewenementy (przy temperaturach oscylujących między -14 a -29,5), którymi staraliśmy się cieszyć wraz z mieszkańcami Montrealu, takie jak:
Uprawianie joggingu w zimie (tu spasowaliśmy;)
Jazda na łyżwach po sadzawkach w parkach utrzymanych lepiej niż nasze kryte lodowiska (cały czas jeździł traktor polerujący lód) – sprawdziliśmy empirycznie:)
Wędkowanie z altanek do łowienia ryb w przeręblach (tu niestety również nie dało rady doświadczyć).
Spacery w parkach na nartach biegowych – tym razem również postanowiliśmy pójść za przykładem kanadyjczyków – to był błąd;) park Mont Royal nie jest najlepszym miejscem do nauki tej dyscypliny, a zwłaszcza w takich temperaturach – byliśmy jednak twardzi.
Trud wynagrodziła nam panorama miasta z widokiem na downtown.
Musieliśmy również wybrać się na pierwszy z zimowych festiwali - Fête des neiges. Przy tak niekorzystnej aurze park był pełen rodzin, czasem z bardzo małymi dziećmi – śpiewy, tańce, zjeżdżanie, zabawa w budowlach z lodu – radości dla maluchów nie było końca. My czuliśmy się trochę nie na miejscu, ale bardzo pozytywnie. Jeszcze nie wiedzieliśmy że w innych miastach będzie tylko lepiej :)
Mieszkając w Montrealu trudno by było nie odwiedzić innych atrakcji prowincji Quebec. Szczególnie że w mieście Quebec miał się właśnie rozpocząć największy z kanadyjskich festiwali zimowych! Powodów do odwiedzenia Quebec city jest dużo. Po pierwsze przepiękna starówka
z monumentalnym hotelem Chateau Frontenac
Po drugie widowiskowy wodospad Montmorency, jak lubią się chwalić mieszkańcy – o 30m wyższy od Niagary
No i sam festiwal. Takiej zimowej zabawy nie widzieliśmy nigdy. Gigantyczne zjeżdżalnie z śniegu
zjeżdżalnie z lodu
kilku i kilkunastometrowe rzeźby z śniegu
sauny i jacuzzi dla nie bojących się -18 stopni na dworze
pokazy orkiestry
czy wreszcie możliwość jazdy psimi zaprzęgami :)
Innym miejscem które chcieliśmy bardzo odwiedzić był park narodowy gór Laurentian. Znane są one najbardziej z oszałamiających barwami drzew jesiennych krajobrazów, ale o każdej porze roku mają coś do zaoferowania. My postanowiliśmy wypróbować kanadyjskie stoki w kompleksie Mt Tremblant. Jest to całe alpejskie miasteczko, rozłożone na stoku, z publiczną darmową kolejką czy przejazdami w fasadach budynków dla narciarzy.
Po co tam jechać? 95 tras narciarskich na 4 stokach o łącznej długości 78,9km (najdłuższa pojedyncza 6km długości), przy maksymalnej różnicy wysokości 645m, z nachyleniem do 42 stopni. Jest to najlepszy kompleks narciarski w tej części ameryki północnej. Nie jest tani (o kosztach napiszę w podsumowaniu), ale raz się żyje :) Krajobrazy nie są alpejskie (trudno się dziwić przy wysokości szczytu 875m) ale mają w sobie coś wyjątkowego – jeziora i strumienie pośród wzgórz po horyzont.
Oczywiście narciarstwo zjazdowe nie jest jedyną dostępną formą aktywnego wypoczynku w obrębie parku narodowego. Istnieje wiele wytyczonych tras dla narciarstwa biegowego a także dla.. rakiet śnieżnych. Jako że naszym celem było wypróbowanie wszelkich możliwych zimowych rozrywek postanowiliśmy wypróbować też i ten rodzaj sportu.
Niestety, z powodów czasowych mieliśmy na to tylko jeden dzień, a tego dnia nadeszła niespodziewana odwilż, non stop padał deszcz (czasem ze śniegiem) i były mgły. Idealne warunki na rakiety śnieżne ;) Jesteśmy twardzi, na cel wędrówki obieramy wodospad Chute-aux-Rats – w sumie 20km w dwie strony. Krótko – to był horror, a samego wodospadu prawie nie było widać.
Wspomnienia jednak pozostały, kiedyś chciałbym wrócić do tego sportu w bardziej sprzyjających warunkach ;)
CDNCzęść 4 – Ottawa, Toronto i Niagara – czyli Ontario
Jako że Quebec zwiedziliśmy na tyle na ile starczyło nam w zimie sił, czas było ruszyć dalej, w geograficznie cieplejsze rejony. Zmieniając język i kierując się powoli w stronę Nowego Yorku trafiliśmy do Ontario. Będąc w tej prowincji musieliśmy odwiedzić Kanadyjską stolicę – Ottawę. Docelowo chcieliśmy trafić tam, a jakże, na zimowy festiwal, ale ze względów czasowych musiały nam starczyć inne miejskie atrakcje. Niewątpliwie jest to nie tylko administracyjna stolica Kanady, ale i kulturowa. Nawet takich muzealnych sceptyków jak nas skłoniła do zajrzenia do kilku miejsc.
Zaczęliśmy jednak od katedry, niespodzianka, Notre Dame, która z zewnątrz niepozorna
posiada piękny wystrój
Naprzeciwko usytuowane jest National Gallery. Miłośnikiem sztuk pięknych nie jestem, ale darmowy wstęp w czwartek po 17 i bardzo ciekawa bryła budynku zachęciły nas do wejścia do środka
Kolejnym punktem wycieczki było chyba najbardziej znane Canadian Museum of Civilization (wstęp również darmowy w czwartek, tym razem po 16).A w środku czekała nas czasowa wystawa o voodoo
jak i bardziej znany punkt – Canada Hall – gdzie przechadzając się po skansenie zmieniamy epoki i przyglądamy się historii Kanady
Uff, starczy tej kultury. Trzeba porobić coś zimowego :) Czemu by nie zacząć od spaceru po wzgórzu parlamentu?
Okazuje się że w Kanadzie również można spotkać ciekawe osoby protestujące przed siedzibami władz ;)
Niestety jak już pisałem wyżej nie udało nam się odwiedzić festiwalu podczas trwania większości atrakcji (wybraliśmy festiwal w Quebec, wydaje się że słusznie:) ale nieco instalacji na nas czekało
łącznie z przepięknymi rzeźbami z lodu
Jeśli czytelniku wiesz coś o Ottawie, to jesteś z pewnością świadom że główną atrakcję zostawiliśmy sobie na koniec - i tak, jest to najdłuższe lodowisko na świecie :D Mowa oczywiście o Rideau canal, które w zimie zmienia się w lodowisko o długości 7,8km. I mimo że kiedy tam byliśmy oficjalnie ze względów na odwilż, która przeszła przed kilkoma dniami, było zamknięte, nikogo to nie zrażało. Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie takie obrazki w Polsce?
Mieliśmy ambitny plan przejechać całe 15,6km w dwie strony, skończyło się na skromnych 8km – choć było dość ciepło czyli -8 stopni, silny wiatr skutecznie nas zniechęcił ;)
Kolejnym punktem naszej wycieczki było Toronto. Zaczęliśmy nietypowo, mając dość zgiełku miejskiego, od spaceru nad Scarborough Bluffs – piękne klify rozciągające się na obrzeżach miasta wzdłuż jeziora Ontario to jest to!