Dziś wieczorem rozpoczynam projekt „100 dni – 7 kontynentów”, który zrodził się… przypadkiem. Po prostu poklepałem sobie loty tu i tam i tak sobie patrzę na mapkę F4F i świta mi myśl, że w krótkim okresie czasu postawię stopę na wszystkich kontynentach. Między 9 października kiedy wyląduję w Azji a 17 stycznia kiedy postawię stopę na Antarktydzie mija równe 100 dni. Niestety nie jest to jedna długa podróż, a kilka mniejszych, więc relacja prowadzona będzie etapami. Dzisiaj zaczynam pierwszy z nich, czyli RTW przez Azję, Australię i Oceanię oraz Amerykę Północną i Karaiby. Lecę na wschód dzięki czemu zyskam jeden dzień przekraczając linię zmiany daty. Rozkład lotów nie pozwoli wylądować „wczoraj” więc dalej będzie to sto dni, tylko jeden z nich będzie bardzo długi. Pomysł na tą podróż zrodził się rok temu w październiku, kiedy to podczas poprzedniego RTW nie zostałem wypuszczony z Korei Południowej na lot do Australii. Obsługa naziemna stwierdziła, że wiza tranzytowa (72h) to za mało na czterogodzinną przesiadkę w Sydney i powinienem mieć miesięczną turystyczną. A po co mi miesięczna? – pytam. Nie wiemy czy opuści Pan Australię, czy może zostanie tam nielegalnym imigrantem. No to chyba logiczne, że gdybym chciał nim być to wyrobiłbym miesięczną, a nie trzydniową, żeby już czwartego dnia kręcić się tam na przypale – argumentowałem. Nie i koniec. Miesięczna albo nie lecę.
Zaaplikowałem od razu o taką, ale dostałem ją po 4 dniach. Nie zdziwiłem się wcale, kiedy aplikując miesiąc temu o kolejną dostałem ją w 10 sekund… Musiałem więc, jak najszybciej omijając Australię dogonić mój plan podróży. Usiadłem w hotelu i po paru godzinach miałem gotowy plan awaryjny. Seul-Tokio-San Francisco-Hawaje-Fiji. Byłem na Nadi dzień wcześniej niż zakładał mój pierwotny plan, jednak opuściłem Wyspy Salomona i Vanuatu. Postanowiłem tam wrócić za rok i tak narodził się pomysł rozpoczynającej się właśnie przygody. Miesiąc później wynalazłem caribbean-hopper-kin-jfk-1000-1500-pln,232,179586 i kółeczko zaczęło nabierać kształtów by ostatecznie zaprezentować się tak:
Trasa składa się z 24 segmentów, którymi pokonam 55 tysięcy kilometrów. Zasiądę na pokładzie 10 różnych linii lotniczych [LO, QR, PR, PX, IE, FJ, UA, BW, S6 oraz LH] a ponad 20% trasy zrobię w C. Zapraszam do pokonania jej ze mną! ?Podróż rozpoczęła się juz wczoraj, kiedy wieczornym lotem dotarłem z Krakowa do Warszawy. Wpływ na to miało kilka czynników; chciałem się wyspać przed podróżą, na najblizsze kilka lotów mam bagaż rejestrowany, więc chciałem sobie go spokojnie nadać, zamiast biegać z nim od taśmy do check-inu oraz nie chciałem ryzykować opóźnienia na dolocie.
Po przyjezdzie na lotnisko Chopina udałem się do stanowisk odprawy nadać bagaż, dostałem karty pokładowe i skierowałem sie od razu na fast track do kontroli bezpieczeństwa, by następnie przejść kontrolę paszportową i udać się na dwa kwadranse do saloniku.
Dzisiejsza podróż to mój trzeci w życiu lot w C. Pierwszym był HER-WAW, kiedy to po chińskim kaszlu Lot uruchomił Loty na Wakacje, a zapotrzebowanie było tak duże, że nawet do Grecji latali na szerokim kadłubie. Kolejną okazja nadarzyła się w grudniu zeszłego roku w drodze z Krakowa, przez Stambuł do Caracas z międzylądowaniem w Havanie. Specjalnie wtedy wybrałem dłuższą trasę (czyli przez Kubę, bo są też bezpośrednie loty IST-CCS) aby nacieszyć się dlużej lotem w C. No i teraz Katarczykem lecę przez Dohę do Manili.
Nie będę tu udawał konesera ani weterana tego typu lotów, nie będzie też porównań z produktami innych przewoźników, bo po prostu jestem na to za krótki. Na pierwszym odcinku wybrałem miejsce 11K, na którym czekał już na mnie odświeżający ręczniczek oraz mała kosmetyczka kryjąca w sobie opaskę na oczy, skarpetki i zatyczki do uszu. Okazało się, że na fotelu przedemną leciała Pani z TVN, ale nie miała na imię Dorota, bo ta "moja" była kiedyś finalistką konkursu Miss Polonia, czyli dotarła do TOP 20. Jako, że telewizji nie oglądam wcale, to dowiedziałem się o tym dopiero przy wysiadaniu, bo część wspólnego czasu upłynęła nam na rozmowach o podróżowaniu. Po zajęciu miejsc obsługa powitała nas welcome drinkem, u mnie wybór padł na sok pomarańczony, a następnie zebrała zamównienia na posiłki z menu.
Wybór padł na "Qatari mezze with pita bread" jako przystawkę, dane głowne to "Qatari chicken", ale najpierw wjechała przystawka pod postacią pieczonego plasterka mięsa owiniętego wokół warzyw.
Po posileniu się rozłożyłem fotel na płasko i uciąłem sobie drzemkę, gwiazda TV również, więc przy wysiadaniu wymienilismy się kontaktami bo mamy niedokończone rozmowy.
W Dosze na przesiadkę miałem tylko 2 godziny z hakiem, więc od razu skierowałem swoje kroki ku Al Mourjan Business Lounge, który jest tak wielki, że powierzchniowo bije na głowę niektóre międzynarodowe lotniska.
Znajdziemy tutaj kilka stref z przekąskami, centurm biznesowe, fontannę oraz restaurację z menu a la carte, więc ja swoję przerwę między lotami spożytkowałem na degustację Angus Beef.
Samo lotnisko jest tak duże i zawiera tyle atrakcji (m.in park z kładką zawieszoną miedzy koronami drzew), że i całodniowa przesiadka nie byłaby tu nikomu straszna.
Przyszedł czas udać się na kolejny lot i tutaj już było "grubiej" ponieważ przyszło mi lecieć w QSuite.
Po zajęciu miejsc, obsługa zebrała zamówienia (i rozmiary piżamy), tym razem wybrałem zupę kalafiorową, ravioli z pieczarkami oraz deser lodowy.
Zaraz po tym pysznym posiłku poszedłem się przebrać do spania, a kiedy wróciłem czekało na mnie pościelone łóżko.
Zostałem poproszony o obudzenie mnie na śniadanie i tak też się stało. Podany został wybrany przeze mnie wcześniej omlet oraz sok marchwiowy.
Teraz do wylądowania w stolicy Filipin mamy jeszcze godzinę.
Słowem podsumowania dzisiejszego dnia, pewnie nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że loty w C to jest kosmos i jakiś inny wymiar podróżowania. Niestety, kolejne będę musiał odbyć już z plebsem...
No i zapowiada się jedna z najciekawszych relacji w tym .. A czekaj może i przyszłym roku. Trzymam kciuki by wszystkie kreski udało się wylatać i ten patriotyczny start LO. Mi zostało 100k km w tym roku do wylatania
:lol: :
No właśnie, gdzie w tym wszystkim jest Antarktyda?Ile kosztowało poskładanie całego RTW? Wiem, wiem, konfiguracja $$ + mile, ale coś w przybliżeniu chociaż napisz
:)Zrób jakąś rozpiskę skąd, czym i kiedy lecisz.
Nie czytacie uważnie
;-) Antarktyda będzie na osobnej wyprawie, to pierwszy akt.Dla ciekawskich - dalsze loty można podejrzeć na społeczności: https://102470.fly4free.pl/trochę tego jest
;-)
Dzisiaj zaczynam pierwszy z nich, czyli RTW przez Azję, Australię i Oceanię oraz Amerykę Północną i Karaiby. Lecę na wschód dzięki czemu zyskam jeden dzień przekraczając linię zmiany daty. Rozkład lotów nie pozwoli wylądować „wczoraj” więc dalej będzie to sto dni, tylko jeden z nich będzie bardzo długi.
Pomysł na tą podróż zrodził się rok temu w październiku, kiedy to podczas poprzedniego RTW nie zostałem wypuszczony z Korei Południowej na lot do Australii. Obsługa naziemna stwierdziła, że wiza tranzytowa (72h) to za mało na czterogodzinną przesiadkę w Sydney i powinienem mieć miesięczną turystyczną. A po co mi miesięczna? – pytam.
Nie wiemy czy opuści Pan Australię, czy może zostanie tam nielegalnym imigrantem.
No to chyba logiczne, że gdybym chciał nim być to wyrobiłbym miesięczną, a nie trzydniową, żeby już czwartego dnia kręcić się tam na przypale – argumentowałem. Nie i koniec. Miesięczna albo nie lecę.
Zaaplikowałem od razu o taką, ale dostałem ją po 4 dniach. Nie zdziwiłem się wcale, kiedy aplikując miesiąc temu o kolejną dostałem ją w 10 sekund…
Musiałem więc, jak najszybciej omijając Australię dogonić mój plan podróży. Usiadłem w hotelu i po paru godzinach miałem gotowy plan awaryjny. Seul-Tokio-San Francisco-Hawaje-Fiji. Byłem na Nadi dzień wcześniej niż zakładał mój pierwotny plan, jednak opuściłem Wyspy Salomona i Vanuatu.
Postanowiłem tam wrócić za rok i tak narodził się pomysł rozpoczynającej się właśnie przygody. Miesiąc później wynalazłem caribbean-hopper-kin-jfk-1000-1500-pln,232,179586 i kółeczko zaczęło nabierać kształtów by ostatecznie zaprezentować się tak:
Trasa składa się z 24 segmentów, którymi pokonam 55 tysięcy kilometrów. Zasiądę na pokładzie 10 różnych linii lotniczych [LO, QR, PR, PX, IE, FJ, UA, BW, S6 oraz LH] a ponad 20% trasy zrobię w C.
Zapraszam do pokonania jej ze mną! ?Podróż rozpoczęła się juz wczoraj, kiedy wieczornym lotem dotarłem z Krakowa do Warszawy. Wpływ na to miało kilka czynników; chciałem się wyspać przed podróżą, na najblizsze kilka lotów mam bagaż rejestrowany, więc chciałem sobie go spokojnie nadać, zamiast biegać z nim od taśmy do check-inu oraz nie chciałem ryzykować opóźnienia na dolocie.
Po przyjezdzie na lotnisko Chopina udałem się do stanowisk odprawy nadać bagaż, dostałem karty pokładowe i skierowałem sie od razu na fast track do kontroli bezpieczeństwa, by następnie przejść kontrolę paszportową i udać się na dwa kwadranse do saloniku.
Dzisiejsza podróż to mój trzeci w życiu lot w C. Pierwszym był HER-WAW, kiedy to po chińskim kaszlu Lot uruchomił Loty na Wakacje, a zapotrzebowanie było tak duże, że nawet do Grecji latali na szerokim kadłubie. Kolejną okazja nadarzyła się w grudniu zeszłego roku w drodze z Krakowa, przez Stambuł do Caracas z międzylądowaniem w Havanie. Specjalnie wtedy wybrałem dłuższą trasę (czyli przez Kubę, bo są też bezpośrednie loty IST-CCS) aby nacieszyć się dlużej lotem w C. No i teraz Katarczykem lecę przez Dohę do Manili.
Nie będę tu udawał konesera ani weterana tego typu lotów, nie będzie też porównań z produktami innych przewoźników, bo po prostu jestem na to za krótki. Na pierwszym odcinku wybrałem miejsce 11K, na którym czekał już na mnie odświeżający ręczniczek oraz mała kosmetyczka kryjąca w sobie opaskę na oczy, skarpetki i zatyczki do uszu. Okazało się, że na fotelu przedemną leciała Pani z TVN, ale nie miała na imię Dorota, bo ta "moja" była kiedyś finalistką konkursu Miss Polonia, czyli dotarła do TOP 20. Jako, że telewizji nie oglądam wcale, to dowiedziałem się o tym dopiero przy wysiadaniu, bo część wspólnego czasu upłynęła nam na rozmowach o podróżowaniu.
Po zajęciu miejsc obsługa powitała nas welcome drinkem, u mnie wybór padł na sok pomarańczony, a następnie zebrała zamównienia na posiłki z menu.
Wybór padł na "Qatari mezze with pita bread" jako przystawkę, dane głowne to "Qatari chicken", ale najpierw wjechała przystawka pod postacią pieczonego plasterka mięsa owiniętego wokół warzyw.
Po posileniu się rozłożyłem fotel na płasko i uciąłem sobie drzemkę, gwiazda TV również, więc przy wysiadaniu wymienilismy się kontaktami bo mamy niedokończone rozmowy.
W Dosze na przesiadkę miałem tylko 2 godziny z hakiem, więc od razu skierowałem swoje kroki ku Al Mourjan Business Lounge, który jest tak wielki, że powierzchniowo bije na głowę niektóre międzynarodowe lotniska.
Znajdziemy tutaj kilka stref z przekąskami, centurm biznesowe, fontannę oraz restaurację z menu a la carte, więc ja swoję przerwę między lotami spożytkowałem na degustację Angus Beef.
Samo lotnisko jest tak duże i zawiera tyle atrakcji (m.in park z kładką zawieszoną miedzy koronami drzew), że i całodniowa przesiadka nie byłaby tu nikomu straszna.
Przyszedł czas udać się na kolejny lot i tutaj już było "grubiej" ponieważ przyszło mi lecieć w QSuite.
Po zajęciu miejsc, obsługa zebrała zamówienia (i rozmiary piżamy), tym razem wybrałem zupę kalafiorową, ravioli z pieczarkami oraz deser lodowy.
Zaraz po tym pysznym posiłku poszedłem się przebrać do spania, a kiedy wróciłem czekało na mnie pościelone łóżko.
Zostałem poproszony o obudzenie mnie na śniadanie i tak też się stało. Podany został wybrany przeze mnie wcześniej omlet oraz sok marchwiowy.
Teraz do wylądowania w stolicy Filipin mamy jeszcze godzinę.
Słowem podsumowania dzisiejszego dnia, pewnie nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że loty w C to jest kosmos i jakiś inny wymiar podróżowania. Niestety, kolejne będę musiał odbyć już z plebsem...