Witam wszystkich podróżników W połowie marca zeszłego roku udaje mi się złapać lasta na rejs do Arktyki , na Spitsbergen
:D . Krótki, bo krótki ,ale zawsze to przygoda. .Cały wyjazd to 7 dni .. Pora dość nietypowa , bo połowa maja. więc jedna wielka niespodzianka pogodowa. Może być zima ,ale też i kolorowa wiosna, w końcu mamy ocieplenie klimatu. Trasa rejsu poniżej, choć to w zasadzie zarys. Wiadomo, wszystko zależy od warunków pogodowych i kapitan decyduje na bieżąco.
DZIEŃ 1
Lecimy Finnairem z Wwy do Helsinek , szybko i bezproblemowo. Hotel , w którym nocujemy, jest w cenie podróży. Jest tuż przy lotnisku, więc spacerkiem docieramy tam z bagażami. W holu wita nas przedstawiciel firmy Quark i przekazuje list powitalny, zawierający szczegóły porannego lotu na Spitsbergen. W sumie to całkiem ciekawa jestem tego Quarka, ma w necie świetne opinie.
DZIEŃ 2
O 8.30 podzieleni na grupy opuszczamy hotel i idziemy na lotnisko., Lecimy Enter Air . To charter , którym lecą już tylko rejsowicze.. Te loty w obie strony są w cenie, jedynie dolot do/z Helsinek jest na własną rękę. Okazuje się, że pilot i cała załoga jest polska. Mila niespodzianka i dla nas i dla załogi. Im bliżej celu, tym widoczki na dole ciekawsze.. Longyearbyen wita nas słoneczną aurą i pięknymi kolorami ,ależ fart.
Z lotniska bagaże zabierane są bezpośrednio na statek, zobaczymy je już w kajucie. Bardzo to wygodne. Nas zabierają busy do centrum miasta. Mamy czas na kilkugodzinną szwendaczkę.. Miasto mieni się pięknymi barwami w słońcu. Kolorowe domki pięknie kontrastują z ośnieżonymi górami Jest bardzo przestrzenne, niska zabudowa wydaje się jeszcze niższa na tle majestatycznych gór. Idziemy oczywiście głównym deptakiem . Zaglądamy do różnych sklepów , na poczcie kupuję i wysyłam kilka pięknych kartek z bardzo oryginalnymi znaczkami. W mieście jest podobno więcej skuterów śnieżnych niż aut i rzeczywiście czuć to na ulicach. Przed domami widać nie tylko auta i skutery ale i rowery a obok narty. Wszystko koło siebie .Śmiesznie to wygląda.
Pierwszy misiek zaliczony już na lotnisku
:lol:
Niezłe oponki
ile tego
:o
Fajna nazwa - Arctic cat , szczególnie,że kotów tam nie ma
W jednym z tych szarych budynków po lewej stronie widzimy.....kawiarnię z pieskami Husky
:shock: To nowość, jak byłam tu ładnych kilka lat temu to jej nie było .Z ciekawości oczywiście zaglądamy do środka. . Przed wejściem półka na buty, które trzeba zdjąć. To stary zwyczaj z czasów górnictwa, który funkcjonuje w wielu do dziś. Pieski witają nas już przy wejściu. W bardzo przytulnej kawiarni można się napić ale i zjeść zarówno na ciepło i zimno. Można też kupić różne lokalne wyroby. Pieski dają się głaskać, ale też mają miejsca gdzie mogą odizolować się od człowieka. Bierzemy kawkę i .podpatrujemy jak się zachowują. Latte w takim towarzystwie smakuje wybornie.
W połowie marca zeszłego roku udaje mi się złapać lasta na rejs do Arktyki , na Spitsbergen :D . Krótki, bo krótki ,ale zawsze to przygoda. .Cały wyjazd to 7 dni ..
Pora dość nietypowa , bo połowa maja. więc jedna wielka niespodzianka pogodowa. Może być zima ,ale też i kolorowa wiosna, w końcu mamy ocieplenie klimatu.
Trasa rejsu poniżej, choć to w zasadzie zarys. Wiadomo, wszystko zależy od warunków pogodowych i kapitan decyduje na bieżąco.
DZIEŃ 1
Lecimy Finnairem z Wwy do Helsinek , szybko i bezproblemowo. Hotel , w którym nocujemy, jest w cenie podróży. Jest tuż przy lotnisku, więc spacerkiem docieramy tam z bagażami. W holu wita nas przedstawiciel firmy Quark i przekazuje list powitalny, zawierający szczegóły porannego lotu na Spitsbergen.
W sumie to całkiem ciekawa jestem tego Quarka, ma w necie świetne opinie.
DZIEŃ 2
O 8.30 podzieleni na grupy opuszczamy hotel i idziemy na lotnisko.,
Lecimy Enter Air . To charter , którym lecą już tylko rejsowicze.. Te loty w obie strony są w cenie, jedynie dolot do/z Helsinek jest na własną rękę.
Okazuje się, że pilot i cała załoga jest polska. Mila niespodzianka i dla nas i dla załogi.
Im bliżej celu, tym widoczki na dole ciekawsze.. Longyearbyen wita nas słoneczną aurą i pięknymi kolorami ,ależ fart.
Nas zabierają busy do centrum miasta. Mamy czas na kilkugodzinną szwendaczkę..
Miasto mieni się pięknymi barwami w słońcu. Kolorowe domki pięknie kontrastują z ośnieżonymi górami Jest bardzo przestrzenne, niska zabudowa wydaje się jeszcze niższa na tle majestatycznych gór. Idziemy oczywiście głównym deptakiem . Zaglądamy do różnych sklepów , na poczcie kupuję i wysyłam kilka pięknych kartek z bardzo oryginalnymi znaczkami.
W mieście jest podobno więcej skuterów śnieżnych niż aut i rzeczywiście czuć to na ulicach. Przed domami widać nie tylko auta i skutery ale i rowery a obok narty. Wszystko koło siebie .Śmiesznie to wygląda.
Pierwszy misiek zaliczony już na lotnisku :lol:
Niezłe oponki
ile tego :o
Fajna nazwa - Arctic cat , szczególnie,że kotów tam nie ma
W jednym z tych szarych budynków po lewej stronie widzimy.....kawiarnię z pieskami Husky :shock:
To nowość, jak byłam tu ładnych kilka lat temu to jej nie było .Z ciekawości oczywiście zaglądamy do środka. . Przed wejściem półka na buty, które trzeba zdjąć. To stary zwyczaj z czasów górnictwa, który funkcjonuje w wielu do dziś.
Pieski witają nas już przy wejściu. W bardzo przytulnej kawiarni można się napić ale i zjeść zarówno na ciepło i zimno. Można też kupić różne lokalne wyroby. Pieski dają się głaskać, ale też mają miejsca gdzie mogą odizolować się od człowieka. Bierzemy kawkę i .podpatrujemy jak się zachowują. Latte w takim towarzystwie smakuje wybornie.
Jest i kolejny niedzwiadek :lol: